Małgorzata Lewińska

Małgorzata Lewińska
foto. Bartosz Mirecki

O mnie

Moje zdjęcie
Warszawa
Jestem aktorką, na zdjęciu obok z dubeltowym brzuchem. Poza dwoma Bliźniakami-Chłopakami ( jeszcze niedawno w nim mieszkającymi), ogarniam też 21-letnią Pierworodną i 15-letnią Nastoletnią. To znaczy nie zawsze ogarniam, ale się staram. Do niedawna wychowywałam też 2 psy, ale teraz zostały tylko 2 kocice - nieogarnięte jak to kocice. Całe to towarzystwo próbuje ogarniać mój Mąż, bez którego trudno byłoby to wszystko ogarnąć. Jestem zodiakalnym bliźniakiem i może dlatego wszystko jest takie "do kwadratu"

poniedziałek, 21 grudnia 2015

...przedświąteczny poniedziałek...

     Co roku podczas przedświątecznego amoku zarzekam się: " w przyszłym roku świąt nie będzie" albo  " na następne święta wyjeżdżamy"...i czasem tak się zdarza, że w pierwszy, drugi dzień Świąt gdzieś jedziemy , ale żeby tak na całe święta, tak kompletnie ominąć je z zapasem jeszcze ( jak moja córka w tym roku) to NIE... Za chwilę się nie da, bo małe dzieci( dla których całe to zamieszanie )w domu...Może  za rok - jeszcze będą małe... W tym , a i owszem jedziemy, ale z całą rodziną świętować na Mazurach , a teraz - amok pakowania, ogarniania przed wyjazdem domu, prezenty( zakupy spożywcze na miejscu na szczęście)... Tak  wiec z deszczu pod rynnę. A propos, jedną z zalet mazurskich świąt jest śnieg, który zazwyczaj tam jest, a tu raczej deszczu spodziewać się możemy, chyba że liczyć na mikroklimat panujący w puszczy nad jeziorem ... Wygląda na to, że nas nie ominęło...Cieszę się jednak na ten wyjazd, bo zmiana otoczenia i klimatu zawsze dobrze robi, a poza tym zostajemy tam aż do Nowego Roku, więc jest szansa na całkowity reset choć przez kilka dni, przestrzeń do brykania dla maluchów i pewne ultra świeże powietrze... Mam nadzieję, że nie będzie kłopotu z zasięgiem czy internetem i uda się w tej przerwie coś popisać tak na spokojnie. Tymczasem ...
          ŻYCZĘ WSZYSTKIM MOIM CZYTELNIKOM ŚWIĄTECZNEJ CZYSTEJ I BIAŁEJ ATMOSFERY CHOĆ AURA NIE SPRZYJA, RÓWNIE CZYSTYCH I CIEPŁYCH MYŚLI O BLISKICH I DALSZYCH, SPOKOJU I RADOŚCI PODCZAS NAJBLIŻSZYCH DNI I TAKIEGOŻ WEJŚCIA W NOWY ROK- OBY JAK NAJLEPSZY!:)

piątek, 11 grudnia 2015

ciasteczka owsiane w kąpieli

...miał to być poniedziałek...
                                                    ...ale zabrakło doby...    
                                                                                             ...a dokładniej ...przyszło zmęczenie...

                                         ... no i jest czwartek...a właściwie piątek



      Wypadki chodzą po ludziach... i w poniedziałek wypadek taki, że coś nacisnęłam na klawiaturze komputera i ….wszystko zniknęło. Łzy wściekłości...i przez chwilę ambicja by odtworzyć cały tekst z pamięci, ale ambicje ambicjami a czas nie z gumy . Postanowiłam więc stworzyć dziś poniedziałkowo- czwartkową kompilację fabularno- kulinarną. Może jakoś uda mi się to wkrótce nadrobić.
      U nas bez zmian, no poza tym ,że starsza córka właśnie obroniła się na studiach i wyjechała w podróż na dwa miesiące. Niestety spędzimy święta bez niej no i też trochę nam trudniej, bo w organizacji codziennego życia nie możemy teraz liczyć na jej pomoc, ale tak już było w wakacje i daliśmy radę. Nie ma jej dopiero tydzień a już bardzo tęskni za chłopcami, właściwie już na lotnisku tęskniła...oni pewnie też...Bardzo te moje dzieci mimo różnic wieku są zżyte ze sobą. Ja stale doskonalę się w ogarnianiu wszystkiego i widzę, że im chłopcy są starsi tym więcej zgody na improwizowane sytuacje nam trzeba. No przede wszystkim to widzę różnicę pomiędzy rozwojem dziewczynek i chłopców , przynajmniej moich, zwłaszcza , że  tych chłopców jest dwóch i to kompletnie zmienia optykę. Z jednej strony są bardzo przytulińsko – cycusiowi, z drugiej dość niezależni. Mają swój własny świat, język, zabawy. Lubią bawić się z nami ale nie są tak jak te” pojedyncze „ dzieci - zdane na rodzica jako jedynego partnera, więc znakomicie i kreatywnie spędzają czas ze sobą. Świat ich gier i zabaw jest mocno abstrakcyjny, tak jak ten zwariowany język. Gadają na okrągło – po swojemu. Jeśli chodzi o zabawki , to małe „ żelaźniaki” i drewniane wagoniki wygrywają ze wszystkimi innymi. Ostatnio byliśmy w zoo. Największe wrażenie zrobiły na nich oczywiście małpy, te duże”ludzkie” - goryle i szympansy, zwłaszcza pupilek warszawskiego zoo -mniej więcej równolatek moich syków- maluch Tytus Frodo. Chłopcy zazdrośnie patrzyli gdy dosłownie fruwał pod sufitem. Też by tak chcieli...Teraz właśnie skaczą i fikają jak małpki i mam nadzieję padną wkrótce, dając mi szansę na ogarnięcie mieszkania, bo to najtrudniej robić w ich asyście. Potem przy nich mogę zająć się kuchnią( z której wynieśliśmy wszystkie krzesła, bo ...wiadomo – mamy w domu dwie małpki) i wyrobić się ze wszystkim, bo o 16 pędzę na nagrania audiobooka, a potem do nas wpada gość. Zabawne... Taki jest plan – że padną i zamiast spaceru w ten słoneczny dzień, przełożę ich na worek sako na balkon, a ja wykonam wszystko , co sobie sama ze sobą ustaliłam...Ha! Ciekawe czy się uda? Oni wcale mogą nie zasnąć lub zasnąć na krócej niż by mi się chciało, albo zaśnie tylko jeden, albo ja padnę znużona usypianiem i tym bardziej nic nie zrobię! NO I TRUDNO – ŚWIAT SIĘ OD TEGO NIE ZAWALI! A może zasną jak aniołki na 2-3 godziny? Wszyscy rodzice uwielbiają ten moment, prawda?

fot. m. Lewińska


Jedzą w zasadzie wszystko, choć jak dorośli nie zawsze na wszystko mają ochotę. Staram się unikać słodyczy i robić je sama kontrolując stopień, pochodzenie i jakość cukru w tych słodkościach. Unikamy też jedzenia ich przy maluchach, bo doskonale wiedza co jemy i baaaardzo proszą o to samo. Dlatego warto jeść zdrowiej i razem własnoręcznie przygotowane smakołyki. Dziś naprawdę proste i szybkie w wykonaniu CIASTECZKA OWSIANO- KOKOSOWE Z ŻURAWINĄ I /LUB RODZYNKAMI)
 W dużej misce mieszam łyżką wszystkie składniki:
                - ok 2,5 szklanki płatków owsianych ( najlepiej górskich- nie błyskawicznych)
                -3-4 łyżki mąki owsianej
                - ok 150 g wiórków kokosowych
                - ok 100- 150 g masła
                -3 jajka ( można wcześniej je ubić na pianę)
                - 2 łyżki miodu( lub ile kto lubi)
                -  garść żurawiny( i/lub trochę rodzynek)
                -mleko kokosowe( 100-150 ml)
Dodałam rodzynki i trochę wody( w których je sparzyłam, bo akurat były dość twarde) zamiast cukru. Oczywiście można dodać cukier zamiast rodzynek albo z rodzynkami i w ogóle dobrać dodatki według gustu- np. wiórki zastąpić migdałami lub orzechami, mleczko i potrzebną do " zmiękczenia ciasta wodę- sokiem z pomarańczy, dodać cynamon i rozgniecione goździki i wyjdą nam korzenne ciasteczka świąteczne. Jeśli chodzi o wykonanie, to jest to błysk, płynu należy dodać tyle by ciasto się związało. Można odstawić je na pół godziny- łatwiej formuje się ciasteczka, ale nie jest to konieczne, jak nie mamy czasu. Na blachę wyłożoną papierem do pieczenia układamy łyżką lub formujemy w dłoniach kulki wielkości orzecha włoskiego i rozgniatamy na płasko dłonią( fajna zabawa dla dzieci). Blachę wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 160 stopni ( z termoobiegiem) na 15- 20 min. Bez termoobiegu musza się piec ciut dłużej lub w wyższej( 170-180) temperaturze - do zrumienienia. Wyciągamy , studzimy i jemy, choć najlepsze są następnego dnia. Antoś i Franio sprawdzali też jak smakują moczone razem z nimi w wannie ( całkiem nieźle się trzymały). Musieli już iść do kąpieli, a że cierpliwie czekali na ciastka, więc zabrali je ze sobą.

fot. M.Lewińska

SMACZNEGO!






wtorek, 17 listopada 2015

WOLNOŚĆ RÓWNOŚĆ BRATERSTWO

     Paryż,13.11.2015. Koszmar, masakra...To tak ukochane przez wielu miasto - moje też, tonie we łzach.
      LIBERTE EGALITE FRATERNITE( ou la mort) - hasła Rewolucji Francuskiej-WOLNOŚĆ RÓWNOŚĆ BRATERSTWO(lub śmierć- pierwotnie- dziś zostały tylko trzy główne) wraz z jej hymnem" Marsylianką"są na ustach poruszonych tragicznym atakiem terrorystycznym ludzi. Jednoczymy się w bólu i solidaryzujemy z pogrążoną w żałobie Francją. Jej trzy sztandarowe kolory- niebieski biały i czerwony, symbolizujące równość społeczną( pierwotnie klas) pokrywają nasze twarze na profilach społecznościowych i przypominają o tragedii w mediach. Jednocześnie w tychże mediach i portalach aż huczy od skrajnych emocji- wojna na słowa -niektórzy  zbulwersowani poglądami dotychczasowych " znajomych"usuwają ich z tego grona - KLIK I NIE MA CIĘ... Dyskusja na temat uchodźców, wolności, równości , braterstwa- nie wchodzę w nią nie bawię się w tę wojnę. Jestem poruszona, pełna obaw o przyszłość świata, mojego kraju również. Dlatego mając wiele tematów w głowie wybieram dziś znów ten CZYNNIK LUDZKI.
       Świat oszalał, a ludzie pogubili się nieco. Nie dochodzę przyczyny, choć co nieco wiem i rozumiem złożoność zjawiska, ale tym zajmują się tęgie socjologiczne głowy. Widzę jedno- coraz mniej ludzi w ludziach. Nie jestem tu odkrywcą - pędzimy strasznie gdzieś nie wiadomo dokąd, coraz mniej rozmawiamy, za to komunikujemy się szybko i wirtualnie- to już slogany.
      Slogan sloganem ale nie pasuje mi to, nie pasuje też niektórym młodym ludziom korzystającym z komunikatorów, ale nie pasuje!!! Dumna jestem z mojej młodszej córki i jej kolegów, którzy wzięli udział w konkursie ZWOLNIENI Z TEORII na projekt społeczny i okazuje się, że chcą naprawiać... https://www.facebook.com/nieemocjonalni/?ref=ts&fref=ts

fot. NIE e-mocjonalni
NIE e-mocjonalni... Tak się nazwali - nie chcą być e-mocjonalni, i tych, którym tak jak im przestaje się to "e-" podobać chcą pokazać ludzkie relacje poprzez... ( i tu krew z krwi) TEATR... To jedno z milszych uczuć w macierzyństwie, gdy widzisz jak te zasiane ziarna wzrastają. Zaszczepione w dzieciach ideały- nie te wtłaczane siłą do głowy, ale te które i nam przyświecają, mimo niesprzyjających okoliczności pędzącego świata- zaczynają i im przyświecać. Przede wszystkim chcą być NAPRAWIACZAMI. Ile razy słyszałam " nie zbawisz świata"...Całego nie ale po kawałku...      Prawie 30! lat temu jako nastolatka, jeszcze przed Akademią Teatralną uczestniczyłam w zajęciach OGNISKA TEATRALNEGO PAŃSTWA MACHULSKICH PRZY TEATRZE OCHOTY W WARSZAWIE. Bawiliśmy się w teatr i poprzez teatr byliśmy edukowani i wychowywani i uczyliśmy się takiej właśnie formy działań społecznych. Wtedy to była przygoda, zabawa, realizowanie pasji. Dziś zasiane ziarno zbiera plony. Ja i moi koledzy z Ogniska działamy i przekazujemy to naszym dzieciom. Wiem, ze na tym co wartościowe dzieci zawsze się poznają, choć  bywa nie lekko. Sztuka to coś co się sprawdza, uwrażliwia. Wkrótce napiszę tu raport z projektu , w który wraz z moimi ogniskowymi kolegami( aktorami i nie tylko) jestem zaangażowana http://www.podrugie.pl/5796/krzyk-spoleczny-eksperyment-artystyczny/KRZYK  i trzy grupy społeczne zagrożone wykluczeniem: chłopaki z poprawczaka, niedosłysząca i głucha młodzież i Panie 60+.
    " Świat nie jest taki zły(...)"Bywa okrutny i nie jest tak najgorzej skoro zauważamy te okrucieństwa. Widzimy Paryż i płaczemy, i fraternizujemy się. Ale to nie sztuka jednoczyć  się w chwilach zagrożenia.. Dziś sztuką jest widzenie problemu w obojętności i braku wrażliwości. I tej sztuce służy sztuka własnie a przede wszystkim... LUDZIE. LUDZCY LUDZIE! Są tacy. Jak się takich szuka i takimi chce się otaczać to okazuje się, ze są i walczą. Walka tych, którzy próbują naprawiać społeczeństwo sprowadza się do tego, czego MY- RODZICE nie przepracowaliśmy skutecznie z NASZYMI DZIEĆMI W DOMU. Dlaczego? Bo takie czasy, bo pędzimy, bo bla bla bla...Znamy to...Kiedyś każde dziecko wiedziało, że ustępuje się miejsca w autobusie starszym, słabszym, KOBIETOM W CIAŻY(!), że najpierw wypuszcza się wychodzących, a potem się wchodzi, że przepraszam, proszę, itd - do znudzenia - banał? Tylko, kurcze, nie robimy tego. Gdybyśmy robili to dzieci by wiedziały, to nie wyrastałyby pokolenia zobojętniałych egoistów, którzy tylko w masowej żałobie zaczynają współodczuwać!  W ten nieszczęsny piątek, 13-go byłam rano w telewizji. W "Pytaniu na śniadanie"rozmawialiśmy o tym ,że trzeba wesprzeć kobiety w ciąży takimi akcjami jak JESTEM W DRODZE,

Więcej informacji znajduje się na stronie www.jestemwdrodze.pl

 bo inaczej nikt ich nawet nie zauważy o ustępowaniu miejsca już nie mówiąc http://pytanienasniadanie.tvp.pl/22619396/zdrowie/nowa-kampania-na-rzecz-kobiet-w-ciazy-jestem-w-drodze.
     Jest nadzieja- są NAPRAWIACZE. Są dziewczyny i chłopaki z fundacji, stowarzyszeń, są pasjonaci, ale przede wszystkim jesteśmy MY- RODZICE, którzy możemy zaszczepić nasze dzieci na wiele groźnych chorób i nauczyć ich co to

                                 WOLNOŚĆ RÓWNOŚĆ BRATERSTWO.


czwartek, 12 listopada 2015

...listopadowy czwartek z dynią na pomarańczowo...

     Już po halloween ale dynia ciągle w modzie no i zdrowa. Moje dzieci nie przepadają za jej smakiem, chyba że połączonym z innymi. Chłopcy jedli już tradycyjną zupę wytrawną z imbirem i tę słodką na mleku ( sojowym) i wanilią z lanymi kluskami. Dlatego dziś dynia w bardzo lubianej przez nich wersji:
  KREM Z DYNI Z BANANEM, TWAROŻKIEM, POMARAŃCZĄ, MIODEM I WANILIĄ

fot.M.Lewinka
     

Kolorystycznie bardzo ciepło, ubranka tez pod kolor, głównie z przyczyn praktycznych;

fot.M.Lewińska

Dynię ( hokkaido- nie trzeba obierać) ugotowałam na parze, w tym czasie wycisnęłam sok z pomarańczy.

fot.M.Lewińska

Sok zmiksowałam  z bananem. Dynię zmiksowałam oddzielnie, bo sporą jej część wykorzystam jutro na zupę wytrawną i ostrą- " ludzką" jak przyjęło się u nas mawiać.

fot.M.Lewinska

(Po lewej banan z sokiem pomarańczowym , po lewej puree z dyni)
 Gdy były psy tak dzieliliśmy wywar mięsno warzywny- na ten psi i ludzki. Nomenklatura została w części i wszystko co nie nadaje się dla maluchów tak nazywamy. Właściwie to często polujące na dziecięce smakołyki duże dzieci, czyli córki pytają " czy to jest dla ludzi?" ( w domyśle dorosłych)
     Domowy - taki prawdziwy twaróg zmiksowałam z wanilią i odrobiną miodu na puchato.

fot.M.Lewińska

fot.M.Lewińska

Potem połączyłam odpowiednią ilość i podałam chłopcom z brązowym preparowanym ryżem do samodzielnego jedzenia.


       
                                                                        SMACZNEGO

wtorek, 3 listopada 2015

... poniedziałek,2.11...nostalgicznie..dzień zaduszny...dzień zadumy

... Ciągły wyścig z czasem i własnymi możliwościami...brakujące godziny...
Nawet wczoraj. Wszystkich Świętych i cały poprzedzający tydzień- walka z korkami, tłokiem na cmentarzach, pośpiech, targowisko- kwiaty , wieńce," pańska skórka", ryżowe szyszki w karmelu, pieczone kasztany, znicze najróżniejsze i coraz to wymyślniejsze nowinki cmentarne. Paradoksalnie - zaduch, a dopiero dziś w Zaduszki - oddech...

fot.N.Feusette


W tym roku mąż pojechał odwiedzić groby swoich bliskich do Olsztyna i Lidzbarka, a ja z czwórką dzieci- tradycyjnie w Warszawie- te rodzinne -  moich babć, dziadków, ciotek, bliskich, przyjaciół... Od wieeeelu lat biorę też udział w kweście na Starych Powązkach- to  stały punkt naszego programu na te dni. Wiem, że gdy mnie już zabraknie, moje córki ( a teraz i synowie), niezależnie od tego czy zostaną artystami i ludźmi mediów, będą kwestować. Chłopcy  kwestowali już drugi raz- w ubiegłym roku w wózku, w tym, w nosidłach. Zanim dotarliśmy do biura kwesty odwiedziliśmy groby  moich dziadków na Wojskowych Powązkach( w tym dziadka Antoniego, po którym Antoś nosi imię). Nowe wrażenia, kolorowe światełka, ogień i długi spacer na małych nóżkach sprawiły, że jak tylko wyruszyłyśmy "na łowy" z puszkami na szyjach i  chłopakami na plecach, ci padli kompletnie i przespali całą kwestę.
fot.N.Feusette
  Nie dałam rady być wszędzie, gdzie bym chciała, odwiedzić wszystkich i zapalić im światełko. Dlatego dziś czas pomyśleć o tych, do których w świątecznej gonitwie nie dotarłam...Są jeszcze Ci nieznani mi, którzy odeszli - zostaje pamięć i te święta to po prostu święta pamięci, również dla tych zapominalskich, którzy raz w roku tylko pamiętają - dobre i to...
...Śmierć, strata jest bolesna dla tych co zostają, przypomina o kruchości życia. Codziennie spotykamy się z nią w mediach by zaraz zapomnieć i następnego dnia usłyszeć o kolejnym odejściu czy tragedii. Choćby tej ostatniej - katastrofie rosyjskiego samolotu...Zginęły w niej całe rodziny z dziećmi , których śmierć boli najbardziej. Wczoraj" światem wstrząsnęło zdjęcie 10- miesięcznej Darii" piszą media - maleńkiego dziecka  stojącego w oknie z rączkami na szybie ...Nie trzeba więcej słów,..
fot.M.Lewińska

... widzenie siebie we wszechświecie się zmienia. Granice między tym co  ważne a tym co miałkie stają się wyraźne. Jak w jakimś magicznym roztworze warstwy się rozwarstwiają i  na wierzch wypływa to co najistotniejsze...

fot.N.Feusette

...piękną jesień dał nam świat tego roku ... cieszmy się (...)...i pamiętajmy...

poniedziałek, 19 października 2015

pokój laktacyjny 1 czyli co nieco o karmieniu...( piersią)...

     Do napisania tego postu zbieram się już od pobytu w szpitalu.Temat karmienia piersią jest tak pojemny, że zawsze brakuje mi czasu by rzetelnie mu sprostać. Postanowiłam więc "pokój laktacyjny" pisać "na raty". Tytuł  pochodzi od nazwy pokoju sąsiadującego z moją szpitalna salą. W pomieszczeniu tym znajduje się umywalka, szafki, kosz na śmiecie, mikrofala do dezynfekcji sprzętu laktacyjnego i butelek, lodówka do przechowywania mleka. To zaraz przy wejściu; nieco głębiej, za zasłonką - stolik, a na nim dwa elektryczne laktatory, a ściślej, cała maszyneria, do której podłącza się własne ręczne laktatory- do jednej "dojarki" -2, a chyba nawet 3- nie pamiętam . Można też tam siedzieć z własnym sprzętem, jeśli starczy gniazdek- elektrycznym , lub ręcznym. W pokoju laktacyjnym siedzą kobiety- matki . Siedzą i odciągają... mleko...Czasem razem z nimi w przezroczystych łóżeczkach na kółkach śpią ich maleństwa. Niektóre z matek odciągają mleko, tak jak ja początkowo, dla dzieci leżących na oddziale wcześniaków. Spotkałam tam też takie, które przyjeżdżają z domów do maleństw urodzonych dużo przedwcześnie- tych 600-ciuset gramowych kruszynek, które długo zostają na w szpitalu.
     Nie przepadałam za tym  pomieszczeniem. Może akurat tak trafiałam, ale zazwyczaj było tam smutno, ponuro... Przeważało zmęczenie, zdawkowe zdania i monotonia odgłosów pracujących laktatorów. Po kilku dniach dostałam swój całkowicie zautomatyzowany laktator ze specjalnym stanikiem umożliwiającym odciąganie mleka z dwóch piersi jednocześnie bez użycia rąk! Przestałam więc odwiedzać POKÓJ LAKTACYJNY na rzecz przyjaznej wesołej atmosfery w mojej sali. W pokoju laktacyjnym nie ma pór dnia, praca wre 24 godz./ dobę. Jest też sporo napięcia, DETERMINACJI i łez, bo większość z przedwcześnie rodzących ma problem z "wyciśnięciem " z siebie pokarmu. To walka o każdą kroplę. Wspominałam o tym w poście " CZYNNIK LUDZKI WITAMINA NIEZBĘDNA..." i również o tym jak niezastąpione jest mleko matki zwłaszcza dla wcześniaków. Zamieszczałam też porównawcze składy pokarmu  mleka "sztucznego". A potem nagle, po powrocie do domów, po ok. sześciu tygodniach coś dzieje się z tą wyżej wspomnianą determinacją: liczba karmiących mam spada o ok. połowę. Zachęcam do zapoznania się z raportem o karmieniu piersią:
     Dzisiejsza służba zdrowia na oddziałach położniczych zachęca, namawia, ale potem brakuje dobrze wyedukowanych w tym zakresie pediatrów i położnych środowiskowych. No i oczywiście ogromną " zasługę" w tych spadających statystykach mają wrzechwiedzące ciotki, matki, znajomi - totalnie niewyedukowani, za to opierający swoją wiedzę na temat karmienia na ...gusłach. O gusłach tych i mitach można poczytać na stronach WWW.MLEKOMAMYRZADZI.PL. Niezależnie od raportów, komisji, WHO i mądrych lekarzy ja wiem jedno- nikogo nie można zmusić do karmienia- to jest w głowie, tak jak ilość pokarmu i możliwości jego produkcji. Tak samo jak zdeterminowaną, przekonaną o słuszności swojej decyzji i potrzebach własnych i oseska matkę karmiącą, nie łatwo jest zniechęcić. Za tydzień wybory, więc moje porównanie do zdobywania elektoratu będzie tu absolutnie na miejscu. Walczące o władzę partie walczą o głosy tych niepewnych, niezdecydowanych...I tak te niepewne, czasem przestraszone, czasem mocno sfrustrowane nowa rolą matki ulegają... Tylko komu i w imię czego? Oczywiście z niewiedzy i braku doświadczenia w obawie o własną wygodę, zdrowie, piersi, z powodu szybkiego powrotu do pracy( warto wspomnieć, że niejedna z tych dochodzących do szpitala mam wcześniaków pracowała i miała w domu drugie dziecko i wybrała pokarm nie mieszankę)  część z tych pań sama rezygnuje. Ale zupełnie niezrozumiałe zdają mi się te podszepty życzliwych... Sama mam wielu przyjaciół i bliskich, którzy pytają: jak długo zamierzasz jeszcze karmić? Nie wchodzę z nimi w dyskusję, tylko odpowiadam, choć troszkę irytują mnie te pytania... Bo te szczerze bliskie skądinąd mi osoby zazwyczaj albo nigdy nie karmiły, albo bardzo krótko, albo w ogóle nie mają dzieci i co najważniejsze nigdy nie interesowały się tym tematem w najmniejszym stopniu, ani medycznym, ani psychologicznym . Tak naprawdę po głębszym zastanowieniu się stwierdziłyby że nie mają zdania na ten temat. Wiec pytam w imię czego...?  Gusła..., mity. uprzedzenia, nietolerancja...Tak nietolerancja, bo często to niewiedza jest przyczyną naszych nieprzychylnych opinii. Dlatego zachęcam do fachowych lektur na temat karmienia nie tylko rodziców aktualnych i przyszłych ale i wszystkich zabierających zdanie i doradzających w tym temacie. Tym samym ogłaszam wszem i wobec:
1-Karmię moje prawie 20-to miesięczne dzieci i zamierzam jeszcze karmić na pewno do 24.m. Chyba, że z przyczyn niezależnych ode mnie zmuszona będę przestać wcześniej.
2-Nie cierpię z tego powodu, wręcz przeciwnie
3- Mało śpię, ale nie ma gwarancji, ze niekarmione piersią budziły by się rzadziej
4-  karmienie nie przeszkadza w stałej pracy. Znam wiele odciągających pokarm matek, można też karmić w przerwach
5-Nie czuję się niczyją własnością, jak się poczuję to przestanę
6-Niedogodności z powodu karmienia( t.j. obfity biust, drobne pogryzienia, ograniczenia towarzyskie i inne)- nawet jeśli czasem sobie narzekam- są niczym w porównaniu do tego co moim dzieciom i mnie daje ten proceder
7- Nie zamierzam karmić dużych facetów do ich dorosłości
8- Karmienie piersią nie jest czynnością seksualną
9-Jest o wiele wygodniejsze niż przygotowywanie mieszanek - przy bliźniakach jest jeszcze większym ułatwieniem
10-Moje dzieci jedzą już prawie wszystko. Wyłącznie piersią karmiłam je do 6 m-cy. Karmię chłopaków głownie rano, wieczorem, w nocy i czasami raz w ciągu dnia
11-Córki karmiłam podobnie długo. Młodszą przestałam gdy miała 16 m-cy , bo taka była potrzeba, zaczynała być mocno posesywna i nieznośna przy mnie. Wyjechałam na tydzień i jej też to dobrze zrobiło. Starsza w wieku 21 miesięcy sama którejś nocy nie obudziła się a następnej odmówiła piersi. Marzy mi się, by z chłopcami było podobnie, by to oni podjęli tę decyzję( najlepiej obaj jednocześnie), choć wiem, że może być ciężko
 12- Nikogo nie zmuszam, jeśli nie chce - nie potępiam, ale wiem, że karmienia dziecka nie da się z niczym porównać i niczym zastąpić.
CDN
   
 
   
                                                                       

   

piątek, 9 października 2015

...czwartkowa ratatouille - jak zatrzymać słońce i nie zwariować...

     Już pisałam w poście "optymistycznie ze zgodą na potknięcia" jak nie dać się zwariować i nie sfrustrować, a ostatnio w wywiadzie do " Grazji " jak to organizacja życia stała się dla mnie czymś w rodzaju sportu. Trochę skrajne postawy, które summa summarum walczą we mnie ze sobą jednocześnie się  uzupełniając - dla równowagi ciała i ducha.
      Dobra organizacja i planowanie samo w sobie nie jest sztuką wielką. Wyczynem jest połączenie jej z totalną improwizacją, którą wymuszają małe dzieci. Powtarzam się, wiem, ale jakoś dziwnym trafem to stwierdzenie muszę nie raz powtarzać tym, którzy czasem proszeni o pomoc zarzucają nam ( mi) brak organizacji i mówią : czemu wcześniej tego nie zaplanowaliście"... Tu dochodzi jeszcze pewien błąd w sztuce: często nie chcąc robić kłopotu innym( rodzicom , przyjaciołom, itp.) i nie chcąc by czuli się wykorzystywani próbuję sama ogarnąć np. jakieś moje wyjście w naszym domowym zakresie i zwracam się o pomoc w ostateczności - BŁĄD, ŹLE!- Należy zarezerwować ewentualnych pomocników wcześniej i najwyżej zrezygnować też z odpowiednim wyprzedzeniem z ich uczynności. Oczywiście rozwiązaniem jest żłobek , niania na stałe, pełnoetatowa babcia, ale z wielu powodów póki co to  nas nie dotyczy(na razie przymierzamy się do pewnych zmian), a poza tym piszę dla zwykłych mam i tatów Bliźniaków. I mówię i powtarzam do znudzenia- ja jako matka poczwórna wiem co mówię: nie dajmy się wpędzić w kompleksy! Każde dziecko jest inne, każda rodzina jest inna: jej zapach, dźwięk, temperament, atmosfera...Zdarzają się takie super dające się zaprogramować dzieci, zdarzają się całkiem nie absorbujące, spokojne. Zdarzają się dziewczynki i chłopcy- jedynaki i Bliźniaki i nie tylko... Przychodzą też różne okresy w rozwoju tych dzieci i różne potrzeby... Jedno wiem na pewno: kocha się je i wychowuje według tych potrzeb właśnie.
      I teraz jest taki czas, że moi chłopcy są mocno absorbujący. Nie dlatego " że nie umieją się sami sobą zająć", wręcz przeciwnie,ale dlatego, że  ich rozwój, na tę chwilę bardzo intensywny, wymaga naszej uwagi, nie mówiąc już o bezpieczeństwie. Potęguje to fakt, że jest ich dwóch, że nie chcemy czegoś przeoczyć lub zaniedbać u tego, który akurat w czymś jest "wolniejszy". Są dla siebie punktem odniesienia i to stymuluje nie tylko ich samych ale i nas - rodziców. Nie chcemy ich "klonować". Każdy jest inny i innego rodzaju uwagi, emocji, edukacji i pieszczot od nas wymaga. I teraz jest taki czas, że Bliźnięta ( przynajmniej te moje) to nawet więcej niż podwójna robota, ale wiem, że to później zaprocentuje...Na pewno musimy się nieco przeorganizować a nie uparcie przywiązywać  do pierwotnych założeń. Po to by zwyczajnie nie zwariować i w tej walce o dobro dzieci zachować własne dobro...Życie...po prostu...
     Wiem, że obiecywałam, ale nie wyszło - są rzeczy ważne i ważniejsze( to też już było;)) W ramach reorganizacji chcę usystematyzować( miarę ma się rozumieć, z miejscem na improwizację jeśli coś w duszy zagra;) moje posty na blogu, który jest też ważny! A zatem :
     na tę chwilę -
- posty kulinarne W DRUGI CZWARTEK MIESIĄCA
- posty inne niż kulinarne W PIERWSZY I TRZECI PONIEDZIAŁEK MIESIĄCA
W październiku więc- KULINARNIE dziś w piątek ,bo wczoraj był mecz(!)
 I  niekulinarnie - 19-GO.
O wszelkich zmianach informować będę tu i na stronie bloga na fb https://www.facebook.com/Malgosiadokwadratublogspotcom-414501248707304/timeline/
TRZYMAJCIE KCIUKI !
                                                                                 *
A dziś czyli wczoraj
                                      moja ukochana RATATOUILLE w spolszczonej wersji jak mawiano u nas w domu RATATUJA po prostu
fot. M. Lewinska


     Dla chłopców niedosolona, ale każdy może dodać soli i ostrej chili jak woli:)
                                        i śródziemnomorski sok a la ratatouille do picia lub jako zupa lub jako zupa do picia:)
fot. M. Lewińska

Ratatouille tym razem zrobiłam w wersji " na bogato", bo jak weszłam do sklepiku z warzywami z własnego ogrodu , było wszystko czego mi było trzeba. A że nie "pędzone sztucznie" to dopiero teraz takie świeże , prosto z krzaka:
 - papryka, cukinia, bakłażan( wcześniej posolony by pozbawić go goryczki), cebula złota i czerwona - z grilla, posiekane w chłopską kostkę
- kabaczek ( obrany i wydrążony), pokrojony w kostkę i podduszony na oliwie
-pomidory bez skóry, czosnek( dużo czosnku!), szalotka podsmażone na oliwie
-fasolka szparagowa( typowa dla francuskiej kuchni) ugotowana al dente na parze( nie zawsze ja dodaję)
- zioła świeże: bazylia, tymianek, koper, oregano i rozmaryn
(akurat miałam suszone)
- ostra papryczka - indywidualnie ze względu na dzieci
Wszystko delikatnie mieszam i chwilę razem duszę tak by nie zrobiła się tzw. glaga. Oddzieliłam część dla dzieci, resztę doprawiłam. Sporo tej niedoprawionej ratatui zawekowałam by wrócić do smaków późnego lata gdy przyjdzie ochota.
fot. M. Lewińska

Sok śródziemnomorski a la ratatouille wycisnęłam ze
- świeżych pomidorów( wyciskałam ze skórą), papryki , ziół j.w. czosnku, szalotki- już w symbolicznych ilościach , grillowanych bakłażana i cukinii, dodałam korzeń i nać pietruchy i selara w obu postaciach. Dla siebie do picia ( lubię lekko podgrzany) doprawiam solą , pieprzem i ostra papryką.
fot. M. Lewińska

Antek i Franek ten śródziemnomorski obiad zjedli w postaci drobniej rozdziabdzianej ratatouille rozrzedzonej lekko podgrzanym sokiem - zupką z wyciśniętych warzyw. Przejęli umiłowanie do smaków południa po rodzinie.
fot. M. Lewińska



SMACZNEGO!

sobota, 12 września 2015

powrót do rzeczywistości

No i po wakacjach...
     Po trzech miesiącach spędzonych na łonie natury - na Mazurach i w Milanówku, wróciliśmy do Warszawy. Mazury skończyły się ok 10 sierpnia - musiałam wracać do pracy, ale nie pojechaliśmy do domu, tylko do mojej mamy by tam w domu z ogrodem przetrwać sierpniowe upały...A ! No bo właśnie- pradziwa FALA jak wszyscy w Polsce wiemy przyszła z początkiem sierpnia i trwała do 1 września. Ja tak lubię - nie narzekałam. Chłopaki też nie. Miesiąc totalnej swobody - bez ubrań , cały czas na powietrzu i w wodzie- szaleństwo i brykactwo. Czas po powrocie był dla mnie pracowity, bo od mamy jeździłam do Warszawy nagrywać kolejnego audiobooka( " Sprostowanie") i na zdjęcia do reklamy, ale mentalnie byłam cały czas z dziećmi na wakacjach. W wolnych chwilach finiszowałam z ostatnimi schodkami mozaikowymi. Zdjęcia nie zrobiłam, bo skończyłam je w ostatnią środę już po zmierzchu - w przyszłym tygodniu zamieszczę pełną dokumentację. Bloga nie pisałam, bo walczyłam z czasem by wreszcie w tym sezonie zakończyć moje dzieło, a Bliźniaki nie ułatwiały. Układ domu i ogrodu Mamy zmusza do ciągłego "miania" ich na oku. Są samodzielni, ale niebezpieczni, potwornie ruchliwi. Moje dotychczasowe doświadczenia z dwiema jak wydawało mi się żywymi dziewczynkami nijak się mają do tego co teraz wyprawiają te dwa basałyki. Po pierwsze- chłopcy, po drugie "co dwie głowy to nie jedna". Latania za nimi nie mało i mnóstwo śmiechu. Gadają bardzo dużo - własnym językiem a do tego każdy ma swój niezależny. Franio z arabska, Antoś z japońsko- chińska, jeśli chodzi o brzmienie. Zmienili rytm snu i nad ranem(kiedy korzystałam z chwili ciszy dla siebie i zazwyczaj wtedy pisałam) śpią płycej i "wiszą na cycku". Czasem udaje mi się, tak jak dziś, wymknąć nie budząc ich.
     Bałam się powrotu do miejskich warunków i trudności w zapewnieniu dzieciom tego wyhasania. Na szczęście na nowy rok szkolny już przed wakacjami zapisałam chłopców do "JORDANKOWA". To państwowa placówka przy ogródku jordanowskim, gdzie dzieci 1-3 przychodzą z opiekunami na zajęcia ruchowe i edukacyjne od poniedziałku do piątku w godzinach 10-13. Przygotowują się do zajęć w przedszkolu, zabawy, pracy i jedzenia w grupie no i przede wszystkim mogą się wyszaleć w sali do brykania. Materace, pianki, gąbki, kubiki, tunele - wszystko miękkie i bezpieczne. Chłopcy po zajęciach padają i śpią 2-3 godziny. W przyszłym tygodniu wracamy do zajęć basenowych i muzycznych, więc mam nadzieję znajdą upust dla swojej energii. Ja natomiast muszę wreszcie rozpakować bagaże i przyzwyczaić się na nowo do domu. Coraz więcej też przede mną pracy zawodowej , więc trzeba to jakoś poogarniać. Nikt nie mówi, że będzie lekko, ale damy radę... W przyszłym tygodniu wracam też do regularnych postów, okraszonych zdjęciami z wakacji. Coś tam się może nada do publikacji, bo na większości zdjęć maluchy przedstawiają się jak ich matka natura stworzyła - takie lato piękne było tego roku...
     A teraz powrót do rzeczywistości. Dziś zaczyna się siódmy festiwal sztuki w Żyrardowie - MIASTO GWIAZD, który prowadzę od początku, więc pędzę do roboty. A jeszcze wcześniej do "PYTANIA NA ŚNIADANIE" porozmawiać o wcześniakach.
Do zobaczenia wkrótce...

czwartek, 23 lipca 2015

MAZURSKA WERANDA'2015 - czwartkowe małe co nie co i co nieco o " szufladach"...


Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...
     Wcale nie głucho: burza za burzą! No i niesamowicie parno – prawie jak w tropikach. Po kolejnej fali ( zbyt krótkiej jak dla mnie ) upałów, przez Polskę przechodzi FRONT! Media ostrzegają o nawałnicach, powodziach i tornadach. Tu, w otulinie puszczy jest w miarę spokojnie ale w oddali słyszę syreny alarmowe straży pożarnej, a w wiejskim sklepie mówi się o uszkodzonych trakcjach i powalonych drzewach. Taki mamy klimat...Jako stworzenie zdecydowanie ciepłolubne wolę ten zeszłoroczny – nieustające (przez ponad 2 tygodnie) 30 stopni od rana do późnego wieczora. W tym roku jest typowo mazursko, czyli „ w kratkę”. Stąd śmiech mój budzą te dwu- , trzydniowe FALE UPAŁÓW obwieszczane w tv. W sumie jest dość ładnie, tylko temperatura skacze dziwacznie : dwa dni 28-30 st. A potem nagle 17, 13...? Niestety wpływa to na temperaturę wody w jeziorze : ta nie ma kiedy się nagrzać , zwłaszcza że naprawdę pierwsza ciepła noc to była ta dzisiejsza( frontowa – przed burzą). No, ale nie narzekamy. Mamy wakacje. Siedzę sobie na werandzie, jak rok temu, z Bliźniakami i wymiennie jedną, drugą przyjaciółką, mężem, dziadkiem, babcią, młodszą córką...i cieszę się ,że w ogóle mam taka sielską możliwość - jest super.

fot.M.Lewińska

Zasłużony odpoczynek...Przez pierwsze mazurskie tygodnie postawiłam na luz, bez ambitnych planów. Potrzebowałam wyraźnego resetu bez tego ciągłego „muszę”...
Choć jednak ze względu na czas dla siebie i potrzebę relaksu- według planu, bo jak wiadomo... grunt to dobra organizacja...Moje ostatnie dość banalne odkrycie : im lepsza i bardziej bieżąca, tym więcej wolnego czasu...Dlatego lipiec pod hasłem dobrego zarządzania czasem dla siebie i wspólnymi przyjemnościami z udziałem dzieci. Spacer, kąpiel w jeziorze , zabawa z nimi to też mój wypoczynek , oczywiście w dużej mierze zależny od nastawienia(dla niektórych bywa cierpieniem i męką i … nie poradzisz...).
W czerwcu byłam mocno „ zarobiona” zawodowo i organizacyjnie( na dodatek borykając się z problemami komputerowo-internetowymi) i jak wspomniałam w ostatnim, krótkim poście musiałam trochę spraw odpuścić na rzecz innych. I tak padło też na mojego bloga, a ja w tym czasie między innymi zakończyłam główną część moich prac murarsko- artystycznych u Mamy w Milanówku( zostały mi maleńkie schodki pod jednym oknem, dlatego fota całego dzieła – po jego ukończeniu). Postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym, mieszkając z dziećmi na łonie natury, zajmując się domem Mamy podczas jej nieobecności , robiąc mozaiki i krążąc między Milanówkiem a Warszawą w sprawach zawodowych. Szczęśliwie na zmianę z mężem mieszkała ze mną koleżanka i tak na cztery ręce można było to wszystko ogarnąć. Starsza córka od początku czerwca w stanach, młodsza na finiszu gimnazjum , ale... daliśmy radę. Czasem ciężko było utrzymać te dwa gagatki z dala od pracującej matki ( piękny rym;)) i tak wyglądała nasza współpraca:

fot.M.Lewińska

Tak się składa od kilku lat,że ukochany mi czerwiec, miesiąc moich urodzin jest mocno … nasycony,  rzekłabym. A w tym roku włącznie z dniem moich urodzin( 12 – go , a nie 19- go jak błędnie podaje WIKIPEDIA!). Po ciężkim dniu wykonałam szybki przerzut z chłopcami do Warszawy, by zdążyć na niespodziankę, którą zgotowała mi przyjaciółka( o dzięki Ci MartoM.MatkoChrzestnoAntka !) z przyjaciółką( o dzieki Ci MartoR.MatkoChrzestnaFranka !) wraz z niezawodną grupą z TO( ognisko teatralne Państwa Machulskich przy Teatrze Ochoty, gdzie dwadzieścia parę lat temu wszyscy się poznaliśmy). Chłopców wolałam przywieżć do domu, bo karmię ich jeszcze piersią i tak było wygodniej. Zostali położeni spać przez swojego Tatę, a potem gdy ten dołączył do nas, spali pod czujnym okiem zaprzyjaźnionej Pani Ziny, z pomocy której korzystamy w awaryjnych sytuacjach . Panią Zinę na ten wieczór „ zaklepał „ mąż przy pomocy przyjaciół:). Następnego, upalnego sobotniego ranka, po uroczej , baaaardzo udanej imprezie z tortem, muzyką „ z dawnych lat”, starych piosenkach Bajora i Wodeckiego i paru jeszcze innych bliskich naszym ogniskowym sentymentom wykonawców, tańcach do świtu przy „Lubię wracać...” i innych dziwnych utworach, z powrotem pojechaliśmy na zieloną trawkę...
...Z Antkiem i Frankiem oczywiście – z moimi coraz starszymi ( teraz już prawie 17 miesięcy!) synkami. A co u nich ? Rosną, rozwijają się...Zmieniają się i zamieniają...A my pozwalamy im na to. Ważna rzecz to nie „ szufladkować”, nie zamykać dzieci na zawsze w zauważonych przez nas kilku określonych cechach. NIKT TEGO NIE LUBI, A NAJBARDZIEJ DZIECI! Nie lubimy szuflady! My dorośli nie lubimy jej! Aktorzy też jej nie lubią. Szufladkowanie przypisują ludziom bez wyobraźni, czasem nawet prymitywnym... O! Czy to przypadkiem nie szuflada w szufladzie? Ha! Oczywiście ! Szufladkują wszyscy, nawet artyści i intelektualiści, ALE DZIECI … NIE! DO ICH OTWARTYCH GŁÓW BY IM TO NIE WPADŁO. Teraz, gdy jak na dłoni widzę dwoje równocześnie rozwijających się dzieci, które są cały czas punktami odniesienia dla siebie nawzajem dostrzegam różnice i podobieństwa, porównuję, rzecz jasna, ale nie zamykam w szufladzie, tylko traktując każde z nich jak otwartą księgę pozwalam uczyć się nawzajem, inspirować i rozwijać w indywidualnym tempie. Cierpliwie tłumacząc wszystkim żywo zainteresowanym szufladkowaniem, że tak nie można, że to wszystko się zmienia... Dowód(Y) na to właśnie biega(JĄ) teraz przede mną po mokrej trawie i gania(JĄ) się wkoło starej pompy( ważny strategicznie przyczółek mazurski, by właśnie w tej chwili w pełnym rynsztunku potaplać się w resztkach wody w baseniku korzystając z chwilowego przejaśnienia na burzowo- deszczowym niebie:
fot.M.Lewińska

Do niedawna lekko wycofany, trzymający się nieco spódnicy maminej, mniej odważny i rzadziej uśmiechający się Antoś, prawie( podkreślam !prawie! by kolejnej szuflady nie stwarzać!) zamienił się na rolę z wszędobylskim, rechoczącym i eksplorującym Franiem, który stał się ostatnio totalnym przytulaczkiem, podczas gdy jego brat samodzielnie zdobywa świat. I dobrze! I tak ma być. Nasze mądre dzieci mając różne potrzeby wymieniają się i tym samym pozwalają nam - rodzicom każdemu z nich z osobna poświęcić wystarczająco dużo czasu w realizacji tych potrzeb. Ale już widzę, że pojawiają się nowe wraz z ogromem nowych doznań i bodźców, zwłaszcza tu, podczas wakacji na świeżym powietrzu, ciągle w nieskrępowanym ruchu, w otoczeniu zieleni, ogólnodostępnej wody, ziemi i błotka. Dom i otoczenie ( schody jedne, drugie,itp.) pozabezpieczaliśmy optymalnie przed inwazją Bliźniaków tak by pobyt tu dla nas, dorosłych był możliwie relaksujący. Dzieci pod naszym okiem poruszają się swobodnie w kilku sektorach. I jest fajnie...
W innym nieco rytmie niż w ubiegłym roku chłopcy śpią i „ cycusiują”, więc ja też inaczej dostosowuję się z moimi ćwiczeniami. Podstawa to by pobiec rano do jeziora, popływać i wrócić biegiem. Zaczęłam po 10 dniach odpoczynku, którego potrzebowało moje ciało po rzeźbiarsko – murarskich pracach. Teraz biegowo-pływacki sezon mazurski już w pełni:
fot.M.Lewińska


Z pływaniem nieco gorzej niż rok temu, trzeba nieźle się rozgrzać …woda zimna:(, bo jak wspomniałam na początku- fale upałów zbyt krótkie, ale nie jest tak najgorzej. Moi chłopcy też korzystają( hartują się!):


fot.M.Lewińska



Są już duzi i jedzą prawie wszystko- jagodowo - jogurtowe śniadania z kaszą jaglaną lub innymi zbożami również:



fot.M>Lewińska
fot.M.Lewińska


Zabawek z Warszawy wzięłam mało : dwie edukacyjne, 4 przytulaczki , wiaderka, łopatki itp., obowiązkowo dwa samochody i drewniane ptaki na patyku klapiące płłłłłłetwami- pingwina i pelikana, a poza tym : mało ciuchów, krzesełka do jedzenia i musowo wyciskarkę do soków. Na Mazurach są jeszcze truskawki i dzięki nim i mojej wyciskarce powstał ten kolorowy sok: od dołu: śliwki, morele, truskawki, jagody i na koniec trochę jabłek dla rozrzedzenia: pycha! Tylko aż szkoda było wymieszać...


fot.M.Lewińska

I tym słonecznym akcentem przed kolejną serią piorunów i deszczu...
smacznego! …
i
... do miłego:)


czwartek, 11 czerwca 2015

Czwartkowy zawrót głowy

    Dostałam kiedyś od koleżanki książkę: "Najpierw rzeczy najważniejsze..." No i tak się zdarza, że trzeba wybierać. W życiu przed erą Bliźniąt stosowałam się do tej zasady zarywając noce i w ogóle co się da i w nie zawsze właściwej kolejności te wszystkie rzeczy ogarniałam .
      Teraz tak się nie da. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Są fragmenty nocy , które należy przespać by mieć siłę na działanie i czuwanie przede wszystkim. Zwłaszcza gdy ma się do czynienia z wszędobylskimi zdobywcami świata. Są sprawy od których wiele zależy i które nie mogą poczekać. Jest odpowiedzialność...Jest doba, która nie chce się rozciągnąć i zdrowie psychiczne bezcenne  Dlatego dziś ja Małgosia do kwadratu w przededniu moich urodzin muszę wybrać, odpuścić co się da i mój czwartkowy przepis przenieść na inny, jak najbliższy możliwie termin.
      Przepraszam zatem za tę obsuwkę moich stałych czytaczy ( jeśli takowi są :))
      Tymczasem życzę smacznego w pożeraniu truskawek i innych sezonowych wspaniałości. Cieszmy się nimi, bo potem ... wiadomo...:)

piątek, 29 maja 2015

CZWARTKOWE...MIGDAŁY

     Dziś moje kochane maluchy kończą 15 miesięcy. Rosną, rozwijają się, zmieniają...O tym jak to wygląda z bliźniętami rozmawiałam ostatnio z Marleną Trąbińską-Haduch ( Mater Pater)- zaprzyjaźnioną psycholog dziecięcą, która też jest mamą bliźniąt. Jako matka z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem coś tam już wiem, ale człowiek uczy się całe życie... Psychologia dziecięca też rozwija się i idzie na przód. Dowiedziałam się wiele ciekawych rzeczy, które potwierdziły moje wcześniejsze intuicyjne działania. Ale o tym wkrótce, bo dziś czwartek, więc będzie MAŁE CO - NIE - CO :)
     Słodyczy  moim małym dzieciom na razie nie kupuję i nie dosładzam soków i deserów. Czasem piekę tzw. zdrowe ciastka dla całej rodziny, które chłopcy dostają do chrupania. Pociumkają, pogryzą, trochę pokruszą i rozsypią wokół - głównie chodzi o to by coś trzymać w łapce...Mleko piją cały czas to z piersi plus  krowie i kozie w formie jogurtów, serków. Czasem zdarzy się modyfikowane, ale niechętnie i awaryjnie gotową kaszkę mleczno- zbożową. Cały czas też wprowadzamy jakiś nowy pokarm i uczymy się nowych smaków. Ostatnio - miód i migdały.
     Dziś zatem tak urodzinowo-deserowo:

                           MLEKO MIGDAŁOWE Z MANGO I CIASTECZKA MIGDAŁOWO - OWSIANE Z MIODEM.

Migdały obieram - zbyt dużo wątpliwości. Dla siebie nie chciałoby mi się , ale dla dzieci... W większości publikacji mówi się, ze w skórce bywają toksyny i że lepiej zdejmować ją po namoczeniu ( 8 h )a nie parzeniu wrzątkiem. Obróbka w wysokiej temperaturze zabija to co dobre w migdałach a dobre tłuszcze zamienia w te okropne TRANS ( w przypadku migdałowych ciasteczek nieco zgrzeszymy).

fot. M.Lewińska
 
 Obrane migdały moczę w ostudzonej przegotowanej wodzie( ok 1 h.). Na część migdałów dolałam  ok.drugie tyle wody . Tu jak kto lubi. Mleko migdałowe ze sklepu to ok. 6-cio, procentowy roztwór. Dlatego w mleku domowym migdałów jest dużo więcej. Niektórzy stosują proporcje 1:3.
Ponieważ potrzebowałam trochę zmielonych migdałów do ciasteczek i trochę rozgniecionego mango do kaszy, oba te produkty zmieliłam w przystawce MINCER do mojej wyciskarki.

fot.M. Lewińska

 Najpierw zmieliłam migdały i przepłukałam mincer wodą, żeby nic się nie zmarnowało.
 Potem już w wyciskarce przy zamkniętym lejku mieliłam resztę migdałów dolewając wodę i część zmielonych migdałów( z mleczkiem , które powstało przy płukaniu mincera).

fot.M.Lewińska

 Dzieciom mogą przeszkadzać drobinki migdałów, można wiec dodatkowo przecedzić mleko przez drobne sitko. Opłukałam wyciskarkę i wycisnęłam jeszcze trochę soku z mango.Nie zabrzmi to zbyt pięknie, ale jako matka karmiąca, która musi dużo pić, wypiłam te wszystkie wypłuczyny w myśl: "kto zjada ostatki..." Połączyłam sok z częścią mleka.

fot. M.Lewińska
 
 Mleko z migdałów przechowujemy w lodówce max 48 godzin. Ten aksamitny napój, powstały z migdałów i mango - krócej( i tak zostanie szybko wypity).

fot. M.Lewińska

      Brykieciki migdałowe odrzucone przez wyciskarkę posłużyły mi jako mąka do ciasteczek. Zrobiłam je tak jak zwykle robię kruche ciasteczka. Z taką różnicą, że zamiast mąki krupczatki użyłam zmielone migdały, mąkę migdałową pozostałą po produkcji mleka, mąkę owsianą i płatki owsiane:
- ok.250 g masy migdałowej, ok. 100 g mąki owsianej i ok. 50 g. płatków
 - migdały mają swoje tłuszcze, wiec masła dodałam mniej niż do tradycyjnych kruchych ciasteczek - ok. 100 g
- tak jak zwykle 3 żółtka
- pełną łyżkę miodu
Uwaga! Te ciasteczka są bezglutenowe, jeśli dziecko dodatkowo ma nietolerancję laktozy można masło zastąpić wybranym olejem lub oliwą( bez tłuszczu też powinny się udać- będą mniej kruche). Zamiast miodu możemy dodać inne "słodziwo" lub nie dodawać go wcale - migdały same w sobie są dość słodkie, owies również:)
Ciasto kruche to "najszybsze" ciasto
-mąkę, migdały i płatki mieszamy i siekamy z masłem , potem kruszymy w dłoniach kawałeczki masła z resztą masy

fot. M.Lewińska

- dodajemy żółtka i miód i zagniatamy
- ciasto odkładamy na 30 min. do lodówki( lub nie).
 Ja wybrałam najszybszy sposób formowania - rozpłaszczone kulki ciasta( ok 3 mm), oczywiście można pobawić się w różne kształty - tak jak  ze zwykłymi kruchymi ciasteczkami. Nie trzeba smarować blachy tłuszczem, można tez ciasteczka wyłożyć na papier.
Ciastka wkładamy do rozgrzanego piekarnika( 180 st) na 10-15 min.

fot. M.Lewińska

                                                                  SMACZNEGO!


   
   

czwartek, 14 maja 2015

majowy CZWARTEK ZE SZPARAGAMI i kaszą jaglaną...

     Kasza jaglana zwana królową kasz już dawno wymościła sobie dobrą i pewną miejscówkę w menu naszych maluchów. Antoś i Franio lubią ją jeść na różne sposoby : z owocami, warzywami, jogurtem , a ostatnio bardzo zasmakowała im w formie tarty.
     Podgotowana wcześniej kasza stanowi spód takiej tarty. Samą kaszę można wymieszać z oliwą, posiekanymi warzywami, ziołami - co tam komu w duszy gra. Potem na bazę z kaszy, uklepaną w  tortownicy układamy warstwę ulubionych, warzyw, ragout mięsnego, ziół... A na wierzch takiej tarty nakładamy warstewkę kremu , np. z pomidorów albo sera...Co kto lubi i co komu potrzeba .
      Jedno jest pewne:  to forma dania, która przygotowana w odpowiedni sposób nada się i dla malucha, i dla rodzica. jest też okazją do wykorzystania różnych niewielkich resztek warzyw z naszej lodówki. Jako ambasador POLSKICH BANKÓW ŻYWNOŚCI I AKCJI " NIE MARNUJ JEDZENIA..." dbam szczególnie o to by nic się nie zmarnowało, a poza tym uwielbiam gotować " z niczego". Moją tartę z kaszy jaglanej dla całej rodziny przygotowuję  bez soli, za to z ziołami i odrobiną pieprzu, a dla dorosłych  jako dodatek do niej robię intensywny w smaku, słonawy, często ostry sos - dopasowany swoim składem oczywiście do ingrediencji tarty. Taki sos lub pasta stanowi doskonałe uzupełnienie smaku dla amatorów mocniejszych wrażeń.
     Chcę by chłopcy lubili jeść warzywa a tarta z kaszy jaglanej jest też okazją do wprowadzania nowych do ich jadłospisu. Ten dzisiejszy przepis to sposób na poznanie papryki, ale to nie ona zagra dziś główna rolę...
   Maj w pełni, a zatem... w roli głównej : SZPARAGI ! Moje Bliźniaki poznały i polubiły ich smak już kilka dni temu, jedząc swoją pierwszą zupę- krem z zielonych szparagów. W sezonie szparagowym jemy je często, więc dziś :
   ZIELONO-SZPARAGOWA ZUPA-KREM  i

FOT.M.Lewinska


 TARTA...
     ... Z KASZY JAGLANEJ Z SUSZONYMI POMIDORAMI, PAPRYKĄ,CUKINIĄ,BAKŁAŻANEM, NATKĄ, DYMKĄ I ZIELONYMI SZPARAGAMI Z KREMEM Z KOZIEGO SERA I SERKA RICOTTA

fot.M.Lewinska



                                                                                  *
-...najpierw odcięłam twarde końcówki od szparagów,  i ugotowałam je, później przetarłam przez sito i dodałam masło...i zupa gotowa - kto będzie miał ochotę, ten zje( miękkie końcówki odłożyłam do tarty)
fot.M.Lewińska

-...w wodzie " po szparagach" podgotowałam kaszę - tak al dente, żeby doszła w piekarniku
-...po wystudzeniu wymieszałam ją z drobno posiekanymi suszonymi pomidorami( własnej produkcji), kawałeczkami grillowanego bakłażana i cukinii(tzw. resztkami z lodówki), posiekaną natką, cebulą dymką i małym ząbkiem czosnku. Jako nowość dodałam też pokrojoną małą czerwoną paprykę, krótko podpieczoną w piekarniku by łatwo zeszła z niej skóra( dla maluchów tak jest lepiej)...
fot.M.Lewińska

-...wymieszaną z warzywami kaszę ugniotłam na dnie tortownicy...
-...główki szparagów tylko lekko zblanszowałam i pokroiłam na kawałki, ułożyłam z nich drugą warstwę
-...Potem na wierzchu posmarowałam tartę kremem z mieszanki serów. kawałki koziego sera typu camembert i kremowego koziego zmiksowałam z serkiem ricotta i...przypadkowo z... żółtkiem jajka, co właśnie mi się stłukło - wyszła kremowa i puszysta masa:)

fot.M.Lewińska

-...wstawiłam do do rozgrzanego do 200. st. piekarnika z włączonym termoobiegiem i piekłam ok 15 min...i ...gotowe
fot.M.Lewińska

                                                                    SMACZNEGO!

fot.M.Lewińska

...dla dorosłych jako dodatek podałam LUTENICĘ MACEDONSKĄ - ostrą pastę z grillowanych warzyw- jeden z naszych wakacyjnych chorwackich smaków...

czwartek, 30 kwietnia 2015

CZWARTKOWY... dorsz na kolorowo i warzywnie - dwa, a nawet trzy w jednym plus sok!

      Na początku morskiej przygody chłopcy jedli rybę z gotowych słoiczków, później zaczęłam im ją przygotowywać sama - najpierw w formie słoiczkowej papki. Ryba - obowiązkowo - 2 razy w tygodniu, wiec trzeba im to trochę urozmaicić. A zatem: czasem krem, czasem zupa, czasem poważne danie. Cały czas chodzi o to, by uczyć różnorodności form i smaków i zachęcać do poznawania i próbowania. Dziś dorsz z ziemniakami, musem z selera, pomidorami i oczywiście mnóstwem natki i kopru:

fot.M.Lewińska

    W całej tej kulinarnej zabawie zaczynam dopasowywać menu dziecięce do naszego - dorosłego. Za jednym razem staram się przygotować potrawy, które po odpowiednim doprawieniu będą też i nam smakowały. Umytą i porządnie oczyszczona rybę omaściłam organiczną oliwą z oliwek, czosnkiem, natką, koprem i cytryną ( wersje dorosłą wystarczy doprawić solą, pieprzem , pieprzem cytrynowym lub czym kto lubi już na talerzu lub wybrane kawałki):

fot.M.Lewińska

...później, na pierwszym poziomie urządzenia do gotowania na parze ułożyłam ją w otoczeniu pietruszki, selera i pora:

fot.M.Lewińska

...na drugim i trzecim piętrze zostawiłam resztę warzyw( seler, trochę pietruchy, natki, odrobinę pora, bazylii-do smaku - baza to seler ) i na szczycie pomidor do sparzenia skóry i lekkiego podduszenia. W tego typu urządzeniach składniki układa się piętrowo, zależnie od długości gotowania i twardości,  jaką chce się osiągnąć. Całość ustawiłam " na oko" czyli na ok 25 min( jeśli nie mamy takiego parowara to możemy podpiec - poddusić wszystko w piekarniku z odrobiną wody). Drugi pomidor przebywał tam tylko chwilę( do sparzenia skóry), by później wylądować w wyciskarce do soków)

fot.M.Lewińska
 
  ...w piekarniku natomiast podpiekłam ziemniaki "w mundurkach" - na górze - przed , na dole - po upieczeniu...
fot.M.Lewińska

...na lewej części kratki "ziemniaki dla dorosłych"( posypane grubą solą morską ), na prawej - bez-dla dzieci. Jedne i drugie otuliłam gałązkami kopru, miękkimi łupinami młodego czosnku i kawałkami cebuli( pycha - dorośli wszystkie te śmieciuchy wyjedzą do cna - nic się nie zmarnuje;).

     Potem ziemniaki " dziecięce" obrałam, przecisnęłam przez praskę, to samo robiąc z selerem. Rybę rozgniotłam widelcem, podobnie obranego ze skóry pomidora. Całość posypałam świeżym koprem i natką i ...gotowe, w takich mniej więcej proporcjach:
fot.M.Lewińska

   Karmiłam chłopców, dając im do spróbowania każdy ze smaków z osobna i w połączeniu z innymi. Jeśli ryba to oczywiście przydałaby się i kiszona kapusta. Mam pewne źródło prawdziwej kiszonej , ekologicznej kapusty( BEZ OCTU!). Posiekałam, dodałam ciut oliwy, odrobinę tartej marchwi, koper, natkę, kminek, pieprz( dla maluchów zrobiłam ją z maleńką jego szczyptą). Taką kapustę podałam chłopakom do głównego dania. Wcześniej jednak, do spróbowania, zaserwowałam ja im na przystawkę - w miseczkach  - na dobry apetyt i zabawę... łapkami po prostu...

fot.M.Lewińska


   Resztę uduszonych warzyw - te wszystkie kawałeczki pora i pietruchy, koper, natkę i wodę pełną smaku( która zostaje w naczyniu do gotowania" po przejściu" przez składniki. W przypadku piekarnika - tę pozostającą w naczyniu do pieczenia), zostawiamy na zaś. Wiadomo - dziś dzieci mają stałe danie, a poza obiadem dla reszty rodziny przygotowałam go nieco więcej. Dlatego pozostałą część ryby, warzyw,ziemniaków i płynu z ziołami miksujemy, wekujemy i mamy... krem z dorsza z warzywami, natką i koperkiem na kolejny( lub kolejne ) rybny posiłek:

fot.M.Lewińska

A do picia... sok warzywno-owocowy z marchwi, pietruszki, selera, natki, pomidora, jabłek i gruszek.
fot.M.Lewińska

 Radzę dopasować preferencje do potrzeb i gustów dziecka. By "nie zrazić" proponuję na początek dać więcej owoców i marchwi niż selera i pietruchy. U mnie przeważała marchew, jabłka, potem po równo gruszki, pietruszka i seler. SMAKOWAŁO!

fot.M.Lewińska

                                                            SMACZNEGO!