Małgorzata Lewińska

Małgorzata Lewińska
foto. Bartosz Mirecki

O mnie

Moje zdjęcie
Warszawa
Jestem aktorką, na zdjęciu obok z dubeltowym brzuchem. Poza dwoma Bliźniakami-Chłopakami ( jeszcze niedawno w nim mieszkającymi), ogarniam też 21-letnią Pierworodną i 15-letnią Nastoletnią. To znaczy nie zawsze ogarniam, ale się staram. Do niedawna wychowywałam też 2 psy, ale teraz zostały tylko 2 kocice - nieogarnięte jak to kocice. Całe to towarzystwo próbuje ogarniać mój Mąż, bez którego trudno byłoby to wszystko ogarnąć. Jestem zodiakalnym bliźniakiem i może dlatego wszystko jest takie "do kwadratu"

wtorek, 30 września 2014

Kim jest Fryc i baba, czyli słowo - klucz czyli słow cięcie/gięcie i czas...

          "Chodzi mi o to aby język giętki powiedział wszystko co pomyśli głowa"(J. Słowacki poemat "Beniowski " pieśń v)

     Blog ten jest po troszę kroniką, poradnikiem, forum do dyskusji... Żyje swoim  rytmem. Piszę go naogół w wolnej (zabawne;) chwili i nierzadko o świcie - w skupieniu, po to by pozwalając cokolwiek wypoczętym myślom  płynąć swobodnie acz pod kontrolą. Jako aktorka wiedziałam, że jest to okazja do tego, by zainteresowani moją osobą mogli poznać moje prawdziwe i pełne poglądy, wrażenia, refleksje. Mogę tu wyrazać się wyczerpująco, bez naginania i przycinania moich słów przez kogokolwiek i w którąkolwiek stronę, tak jak często bywa to w wywiadach. Nie raz plułam sobie w brodę, że autoryzując jakiś wywiad nie zatrzymałam się nad każdym słowem i nie przeanalizowałam go pod kątem tzw. "wyjęcia z kontekstu". Zasadnicza różnica polega na tym, że podczas wywiadu ktoś nagrywa lub spisuje moje wypowiedzi ustne- jesli posługiwać się językiem szkolnym -  a tu mamy do czynienia z "pracą pisemną".  Niestety,  mówiąc,  często posługuję się tzw. skrótami myślowymi, co zwłaszcza w wywiadach bywa niefortunne. Gdy jest to wyczerpująca rozmowa na jeden temat do dużego materiału, w kolejnych zdaniach mozna rozwinać myśl i dany skrót. W przypadku wywiadu do kolorowego tygodnika trzeba unikać tych skrótów. W trakcie rozmowy przez telefon wydaje mi się, że dziennikarz "łapie" moją skróconą mysl i wie jak najkrócej ale jednak rozwijając ja zapisać, bo wie jak obszerny docelowo będzie to wywiad. No cóz ... Dostaję ja taki tekst do autoryzacji i nagle widzę ten nieszczęsny skrót taki jakiś goły, odarty i ile muszę się nakombinowac by w krótkiej wypowiedzi "się zmiescić" z całą moja myslą... Oczywiście powinien z tym się pogimnastykować autor wywiadu... teoretycznie.. Ale ...to mi samej chyba bardziej zależy na byciu zrozumianą...Taka sytuacja...która zdarzyła mi się kilka razy i z którą,  mimo całej tej wiedzy, spotkałam się ostatnio...I rozmowa i późniejsza jej autoryzacja miały miejsce w czasie a właściwie w niedoczasie . W kazdym razie nie miałam go zbyt wiele, choć i tak poświęciłam sporo na zczytanie tekstu. Udzielając wywiadu do kolorowych magazynów tekst należy zczytywać w tę i we w tę, tak, by poszczególne zdania wyjęte z kontekstu nic nie znaczyły, a przynajmniej nie znaczyły nic kontrowersyjnego, co świetnie nadałoby sie na tytuł, podtytuł czy nagłówek. Myślałam,że tym razem sie udało... Nic z tego. Nieopatrznie ślina na język przyniosła mi nieszczęsnego Fryca - tego  niemieckiego flisaka, który płacić musiał  za niewiedzę i brak doświadczenia i wkupywać się w łaski polskiej braci flisackiej. "Jeśli aktorka ma rodzinę zawsze płaci frycowe"- to był duży skrót myślowy zawierajacy w sobie wiele składowych, bo  godzenie życia zawodowego i rodzinnego przez ludzi chcących spędzać czas z dziećmi to temat - rzeka! Jak tu odpowiedzieć jednym zdaniem ? Każde będzie nieprawdą. To moje "frycowe" było zatem i o sztuce kompromisu , i o tym, że nie da sie być w dwóch miejscach jednocześnie i o tym ,że dokonując trudnych wyborów czasem popełniamy błędy no i o tym ( tak już etymologicznie najczyściej), że niektóre niedoświadczone matki(zwłaszcza w moim zawodzie) nie chcąc stracić pracy i kontaktu z zawodem , często biegną po urodzeniu dziecka jak najszybciej do pracy, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, że te pierwsze miesiące zycia naszych maluchów pędzą szybciej niz czas. To kroki milowe i chwile, które nigdy się nie powtórzą, a przeżyć je ponownie będzie można dopiero przy kolejnym dziecku lub wnukach, choć zawsze będzie inaczej. Każde dziecko jest inne i sytuacja jest niepowtarzalna. Poszło! Czujna redakcja wyłapała słowo- klucz. Słowo o temperaturze nieco wyższej niż przeciętna - praca, rodzina, frycowe, ...? Ha! MAMY CIE! I tak powstał tytuł " Mam rodzinę płacę frycowe"( ja tego nie powiedziałam) i nagłowek mówiący o tym , że rzekomo jestem gotowa dokonać wyboru- rodzina czy kariera. Całość podchwycił jeden z portali plotkarskich i jeszcze poddramatyzował, mijając się przy okazji z prawda co do terminu porodu moich synów( kolejny raz!). Pięknie to spointowała moja teściowa: " Małgosiu, ile ja się naczytałam takich tytułów przy wywiadach z aktorkami rodzącymi dzieci...pewnie mają na to taki szablon;)"
     NO I MASZ BABO PLACEK I FRYCOWE MUSISZ PŁACIĆ ZA BRAK DOSWIADCZENIA W PRZEŚWIETLANIU, NAGINANIU I PRZYCINANIU SŁÓW. JAKIE SZCZĘŚCIE ,ŻE W DZISIEJSZYCH CZASACH  NIE JESTEM ZA TO BITA, POLEWANA WODĄ I DREWNIANEJ BABY POD TORUNIEM CAŁOWAĆ NIE MUSZĘ JAK TEN FRYC BIDAKA!
     I tak dzięki temu nieszczęśnikowi napisał mi sie wstęp do refleksji o czasie i przemijaniu...
                                                                       ***
     Jakoś tak dziwnie mając małe dzieci zwracam uwagę na czas... Na pory roku zmieniające się, światło, pogodę,zapachy. Zawsze byłam na to czuła, ale teraz szczególnie jak ogrodnik obserwujący efekty swojej pracy, patrzę na czas znaczący zmiany w  moich maluchach i chciałabym zatrzymać każdą chwilę, a życie płynie...Niekiedy zbyt szybko i intensywnie...
     Znowu to samo. Miałam nie tłumaczyć się z częstotliwości pisania, ale zdarzyło się, że z przyczyn technicznych musiałam przerwać post pisany przed miesiącem, potem nastąpiła seria nieprzespanych nocy, ząbkowania, no i września, czyli początku roku szkolnego(brrrrr...).
     A że jak już wspomniałam całe to pisanie miało być również czymś w rodzaju kroniki, wrócę więc na chwilę do tego niedokończonego posta, zatrzymując tym samym ostatnie wakacyjne promienie:

     Mazurska weranda c.d.
       ...Koniec lata...
   
cień już coraz dłuższy i łąka bardziej płowa...

     Nie tego kalendarzowego, ale niestety tego klimatycznego. To niesłychane,że w ciągu dwóch tygodni tak diametralnie zmieniła się aura. I nie chodzi tu o temperaturę, a o światło, zapachy, roślinność, kolory, zachody słońca... No i ...bociany odleciały...Za to pojawiły się grzyby... Już nie tylko kurki do jajecznicy jedzonej w upalne poranki na werandzie. Teraz na werandzie nie można już jeść jajecznicy, bo staje się w mig zimna:( ... Zatem spacery, grzybobranie, no i jeziorne kąpiele obowiązkowo. Zacięłam się i postanowiłam pływać niezależnie od pogody. Zmodyfikowałam moje treningi i biegam codziennie po to by po biegu wskoczyć do jeziora , szybko popływać i biegiem wrócić, nie tracąc ciepłoty. Pływam w czepku, bo na zewnątrz ok 16-18 stopni, za to woda w jeziorze ok 19-18.

Takie ładowanie baterii zamiast snu- też metoda...Druga to polowanie na prawdziwki, którymi obrodziła tego roku puszcza...
...Czerwony Kapturek też tu był, a prawdziwek(po prawej na dole) trochę nieostry ...

                                                                                ***
A teraz jest już jesień prawdziwa i ten nieszczęsny wrzesień, o którym pisałam w czerwcu, że go tak nie lubię, w przeciwieństwie do tego pierwszego. Początek szkoły( a właściwie dwóch szkół - bo i muzycznej) w ostatniej, trzeciej klasie gimnazjalistki, powrót zza oceanu studentki, malowanie pokoju dla dzieci, zaległe zobowiązania murarsko- mozaikowe u Mamy w ostatnich ciepłych dniach,  audiobook czytany w expresowym tempie i super expresowy rozwój Bliźniaków przede wszystkim. A snu ubywa, bo jak zęby dzieciom rosną i bolą ,to one- te dzieci budzą się i chcą piersi - tak już jest...A zęby mamy po dwa na dole u każdego chłopaka. Nigdy nie byłam matką publicznie piejącą na temat swoich dzieci. Jakoś to tak nie wypada...tak się przechwalać, że niby dzieci się psuje tym chwaleniem...A co to jakieś urządzenia, co je można popsuć? ...Takie zasady, wychowanie, przyzwyczajenia...takie tam... bzdury...Nie będę się więc chwalić, tylko zachwycać, podziwiać, chłonąć to cudowne zjawisko jakim jest rozwój małego człowieka. To chyba  jest domeną tych dojrzalszych rodziców, że wnikliwiej przyglądają się swoim pociechom napawając się każdym momentem. Ja - dziś matka z przeszłością i doświadczeniem odkrywam wiele na nowo. Po raz pierwszy mam synów i to dwóch na raz. Widzę, że  bliźnięta rozwijają się szybciej, co więcej wcześniaki chyba też - mają zainstalowany imperatyw przyśpieszenia;) Dwoje dzieci w tym samym wieku stymuluje się wzajemnie 24 godz. na dobę. Nawet jeśli któryś z chłopaków zaczął pierwszy nową ewolucję gimnastyczną czy intelektualną, drugi natychmniast dogania brata...
     Nie wyobrażam sobie czynnie w tym nie uczestniczyć. Oczywiście jest wątek ekonomiczny i potrzeba higieny psychicznej, ale wszystko ma swój czas.Nie dajmy się zwariować! Nie bez przyczyny ktoś wymyslił urlop macierzyński. To nie tylko czas opieki nad dzieckiem...
     ...TO TEŻ CZAS DLA NAS - MATEK , BY PO PROSTU POMATKOWAĆ SOBIE TROCHĘ...:)

ps. zainteresowanych historią rzeczonego Fryca odsyłam do słownika staropolskiego:)