Małgorzata Lewińska

Małgorzata Lewińska
foto. Bartosz Mirecki

O mnie

Moje zdjęcie
Warszawa
Jestem aktorką, na zdjęciu obok z dubeltowym brzuchem. Poza dwoma Bliźniakami-Chłopakami ( jeszcze niedawno w nim mieszkającymi), ogarniam też 21-letnią Pierworodną i 15-letnią Nastoletnią. To znaczy nie zawsze ogarniam, ale się staram. Do niedawna wychowywałam też 2 psy, ale teraz zostały tylko 2 kocice - nieogarnięte jak to kocice. Całe to towarzystwo próbuje ogarniać mój Mąż, bez którego trudno byłoby to wszystko ogarnąć. Jestem zodiakalnym bliźniakiem i może dlatego wszystko jest takie "do kwadratu"

poniedziałek, 17 listopada 2014

...pływaki...


fot. P. Rybałtowski


  Już w ciąży planowałam, że Bliźniaki będą jak tylko to możliwe uczyć się pływać, a właściwie korzystać z kursów pływania dla maluchów. Oczywiscie to kursy głównie dla rodziców , bo o prawdziwym pływaniu mówić będziemy za dwa- trzy lata. Ważne by zacząć wcześnie, gdy dziecko ma jeszcze odruchy prenatalne. Podobno najlepiej między drugim a szóstym miesiącem życia. Zaczęliśmy w szóstym, bo po pierwsze wchodząc na basen woleliśmy zabezpieczyć dzieci co najmniej dwiema dawkami szczepień, a po drugie w wakacje mozliwośc uczestniczenia w takich kursach była dość ograniczona. Do tej pory, od drugiego miesiąca, w domu cały czas oswajalismy dzieci z wodą. Zgodnie z zaleceniami pediatrów nie szorowaliśmy chłopców codziennie, ale za to codziennie pozwalalismy im poszaleć w dużej wannie... w kółeczkach zakładanych na szyję, które w przeciwieństwie do tradycyjnych kółek czy rękawków, umożliwiają całkowitą swobodę ciała, podtrzymując jedynie główkę.

fot.M.Lewińska
Po szóstym miesiącu, gdy chłopcy zaczęli siadać, a zaraz potem stawać i raczkować odłożyliśmy je, bo służyły im głównie do szalonych wygibasów, mających na celu stawanie. Ciężko było ich opanować, gdy tak sprytnie nauczyli się wykorzystywać prawo Archimedesa. Cel mieli tylko jeden: STAĆ i jak najdłużej utrzymywać się na nogach! Kółka więc będą służyły do pływania w większych zbiornikach wodnych. Nadal kąpiemy ich w "dorosłej" wannie. Czasem obu na raz we dwójkę z mężem, czasem pojedyńczo , czasem któreś z nas kąpie się na zmianę z każdym z Bliźniaków. Niekiedy, gdy trzeba ich po prostu szybko umyć, robimy to w małej wanience lub w wannie bez napuszczania wody. Chłopcy też bardzo lubią brać prysznic.......                                
fot.M.Lewińska
                                              ......najczęściej z tatą...
     Z prysznicem zapoznali się na basenie, gdzie od września zaczęliśmy zajęcia w szkole SPORT I WAKACJE. Pani Małgorzata Witmanowicz, jej założycielka i trenerka na swoich zajęciach zaprzyjaźnia dzieci z wodą. Jak juz wspomniałam pływać kraulem czy żabką będą za kilka lat, ale nauczą się utrzymywać na wodzie, nie bać się jej, zanurzać się i swobodnie oddychać, będąc w niej. Rodzicom zaś pokazuje jak bezpiecznie trzymać dziecko, jak bawić się z nim i ćwiczyć. Zajęcia na basenie znakomicie wpływają na rozwój motoryczny maluchów, koordynację ruchową, kondycję stawów biodrowych i kręgosłupa. Są też formą bliskości. Dziecko czuje nasze ciało, ciepło, bicie serca i wodę, w której tak dobrze mu było w brzuchu mamy. Nie ma więc żadnych problemów z moczeniem i chlapaniem buzi i ... zanurzaniem ( lęk odczuwają rodzice;)) A oto basenowe początki Antka i Franka- tu w towarzystwie mamy i najstarszej siostry:
film- fot:P.Rybałtowski



sobota, 18 października 2014

...do Ani...

     Mijają dwa tygodnie od Twojej śmierci. Cała Polska naprawdę przeżywała To odejście. Media, z szacunkiem muszę przyznać wspominały Cię i opłakiwały, koleżanki i koledzy mówili szczerze i pięknie...było bardzo smutno...
     Dzis juz media nieco cichną - to naturalne - tyle dzieje sie w eterze...Mną tąpnęło na tyle mocno, że milczałam na Twój temat i tak między ludźmi, i tak w serduchu. Z lęku przed własną empatią.(?).. Własne odejście... to tak potwornie musi boleć matkę małych dzieci...
     Pragnę Ci jednak powiedzieć...
      W tamtą niedzielę wieczorem podczas próby czytanej u mnie w domu mój przyjaciel i  partner sceniczny ( Twój również - z " Daleko od noszy" ) Boguś Kaczmarczyk dostał sms...
     ...przeraźliwie smutny...
...zamilklismy. W ciszy zakończyliśmy pracę...
Przez te ostatnie dni byłam mocno zajęta, internet w domu nie działał i sama nie włączałam żadnych wiadomości. Nie chciałam słuchać i widzieć. Zwłaszcza przez pryzmat macierzyństwa  nie chciałam w tym uczestniczyć. Dzieci, rodzina, media, ten szum wokół. Nie chciałam tego przeżywać i wyobrażać sobie co by było gdyby... Żegnałam Cię po cichutku.Wspominałam nasze spotkanie i to  ŚWIATŁO, którym mnie oczarowałaś...
   A kilka dni później,w dniu pogrzebu natknęłam się na reportaż, wielokrotnie powtarzany w jednej ze stacji telewizyjnych. Wykorzystano w nim graną przez nas obie scenę - lekarka robiąca usg ciąży - pacjentka- w odniesieniu do Ciebie jako matki i aktorki oczywiście. Zobaczyłam tę scenę po raz pierwszy...i przypomniała mi wrażenie jakie  zrobiłaś na mnie podczas jej kręcenia...jakieś 5 lat temu...
     To był mój zły czas. Krótko mówiąc byłam mocno zdołowana zawodowo...Szłam na plan zagrać epizod pełna lęku, niepewności, zażenowania, by spotkać się ze zgraną już ze sobą ekipą. Siebie widziałam ogólnie źle...( bywa... taki zawód... )
     I "naładowana" takimi emocjami osoba trafia na Anię Przybylską- wulkan energii, humoru, urody, talentu..
     Przez chwilę poczułam sie jeszcze bardziej przybita, ale miałaś w sobie tyle ciepła, tej pozytywnej energii, że pomogłaś mi się jakoś podnieść. Nieświadomie oczywiście, bo nie gadałyśmy o moim stanie. Potem, juz w samochodzie, gdy wracałam do domu popłakałam się i  myslałam o Tobie : z podziwem i wzruszeniem. Jedną z rzeczy, która wzrusza mnie w ludziach jest... talent. Miałaś ogromny...Miałaś to coś magicznego, co niektórzy nazywaja światłem. Myślałam sobie: Boże - ta dziewczyna ma dosłownie wszystko i jest taka doskonała pod każdym względem, bo ludzka i fajna, i świetna matka, i kobieta, i aktorka i z dystansem do siebie samej...Udała Ci się istota idealna!...
    ....Jak to trywialnie teraz brzmi... To wszystko prawda i co z tego? To wrażenie zostało, ale dla mnie - matki- Twoja śmierć jest niezrozumiała i taka... niesprawiedliwa...i nieludzko bolesna...
      Chcę wierzyć, że tak jest jak piszą w bajkach...że czuwasz teraz nad Twoimi dziećmi a one zawsze będą czuły Twoje  ciepło...
       

wtorek, 30 września 2014

Kim jest Fryc i baba, czyli słowo - klucz czyli słow cięcie/gięcie i czas...

          "Chodzi mi o to aby język giętki powiedział wszystko co pomyśli głowa"(J. Słowacki poemat "Beniowski " pieśń v)

     Blog ten jest po troszę kroniką, poradnikiem, forum do dyskusji... Żyje swoim  rytmem. Piszę go naogół w wolnej (zabawne;) chwili i nierzadko o świcie - w skupieniu, po to by pozwalając cokolwiek wypoczętym myślom  płynąć swobodnie acz pod kontrolą. Jako aktorka wiedziałam, że jest to okazja do tego, by zainteresowani moją osobą mogli poznać moje prawdziwe i pełne poglądy, wrażenia, refleksje. Mogę tu wyrazać się wyczerpująco, bez naginania i przycinania moich słów przez kogokolwiek i w którąkolwiek stronę, tak jak często bywa to w wywiadach. Nie raz plułam sobie w brodę, że autoryzując jakiś wywiad nie zatrzymałam się nad każdym słowem i nie przeanalizowałam go pod kątem tzw. "wyjęcia z kontekstu". Zasadnicza różnica polega na tym, że podczas wywiadu ktoś nagrywa lub spisuje moje wypowiedzi ustne- jesli posługiwać się językiem szkolnym -  a tu mamy do czynienia z "pracą pisemną".  Niestety,  mówiąc,  często posługuję się tzw. skrótami myślowymi, co zwłaszcza w wywiadach bywa niefortunne. Gdy jest to wyczerpująca rozmowa na jeden temat do dużego materiału, w kolejnych zdaniach mozna rozwinać myśl i dany skrót. W przypadku wywiadu do kolorowego tygodnika trzeba unikać tych skrótów. W trakcie rozmowy przez telefon wydaje mi się, że dziennikarz "łapie" moją skróconą mysl i wie jak najkrócej ale jednak rozwijając ja zapisać, bo wie jak obszerny docelowo będzie to wywiad. No cóz ... Dostaję ja taki tekst do autoryzacji i nagle widzę ten nieszczęsny skrót taki jakiś goły, odarty i ile muszę się nakombinowac by w krótkiej wypowiedzi "się zmiescić" z całą moja myslą... Oczywiście powinien z tym się pogimnastykować autor wywiadu... teoretycznie.. Ale ...to mi samej chyba bardziej zależy na byciu zrozumianą...Taka sytuacja...która zdarzyła mi się kilka razy i z którą,  mimo całej tej wiedzy, spotkałam się ostatnio...I rozmowa i późniejsza jej autoryzacja miały miejsce w czasie a właściwie w niedoczasie . W kazdym razie nie miałam go zbyt wiele, choć i tak poświęciłam sporo na zczytanie tekstu. Udzielając wywiadu do kolorowych magazynów tekst należy zczytywać w tę i we w tę, tak, by poszczególne zdania wyjęte z kontekstu nic nie znaczyły, a przynajmniej nie znaczyły nic kontrowersyjnego, co świetnie nadałoby sie na tytuł, podtytuł czy nagłówek. Myślałam,że tym razem sie udało... Nic z tego. Nieopatrznie ślina na język przyniosła mi nieszczęsnego Fryca - tego  niemieckiego flisaka, który płacić musiał  za niewiedzę i brak doświadczenia i wkupywać się w łaski polskiej braci flisackiej. "Jeśli aktorka ma rodzinę zawsze płaci frycowe"- to był duży skrót myślowy zawierajacy w sobie wiele składowych, bo  godzenie życia zawodowego i rodzinnego przez ludzi chcących spędzać czas z dziećmi to temat - rzeka! Jak tu odpowiedzieć jednym zdaniem ? Każde będzie nieprawdą. To moje "frycowe" było zatem i o sztuce kompromisu , i o tym, że nie da sie być w dwóch miejscach jednocześnie i o tym ,że dokonując trudnych wyborów czasem popełniamy błędy no i o tym ( tak już etymologicznie najczyściej), że niektóre niedoświadczone matki(zwłaszcza w moim zawodzie) nie chcąc stracić pracy i kontaktu z zawodem , często biegną po urodzeniu dziecka jak najszybciej do pracy, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, że te pierwsze miesiące zycia naszych maluchów pędzą szybciej niz czas. To kroki milowe i chwile, które nigdy się nie powtórzą, a przeżyć je ponownie będzie można dopiero przy kolejnym dziecku lub wnukach, choć zawsze będzie inaczej. Każde dziecko jest inne i sytuacja jest niepowtarzalna. Poszło! Czujna redakcja wyłapała słowo- klucz. Słowo o temperaturze nieco wyższej niż przeciętna - praca, rodzina, frycowe, ...? Ha! MAMY CIE! I tak powstał tytuł " Mam rodzinę płacę frycowe"( ja tego nie powiedziałam) i nagłowek mówiący o tym , że rzekomo jestem gotowa dokonać wyboru- rodzina czy kariera. Całość podchwycił jeden z portali plotkarskich i jeszcze poddramatyzował, mijając się przy okazji z prawda co do terminu porodu moich synów( kolejny raz!). Pięknie to spointowała moja teściowa: " Małgosiu, ile ja się naczytałam takich tytułów przy wywiadach z aktorkami rodzącymi dzieci...pewnie mają na to taki szablon;)"
     NO I MASZ BABO PLACEK I FRYCOWE MUSISZ PŁACIĆ ZA BRAK DOSWIADCZENIA W PRZEŚWIETLANIU, NAGINANIU I PRZYCINANIU SŁÓW. JAKIE SZCZĘŚCIE ,ŻE W DZISIEJSZYCH CZASACH  NIE JESTEM ZA TO BITA, POLEWANA WODĄ I DREWNIANEJ BABY POD TORUNIEM CAŁOWAĆ NIE MUSZĘ JAK TEN FRYC BIDAKA!
     I tak dzięki temu nieszczęśnikowi napisał mi sie wstęp do refleksji o czasie i przemijaniu...
                                                                       ***
     Jakoś tak dziwnie mając małe dzieci zwracam uwagę na czas... Na pory roku zmieniające się, światło, pogodę,zapachy. Zawsze byłam na to czuła, ale teraz szczególnie jak ogrodnik obserwujący efekty swojej pracy, patrzę na czas znaczący zmiany w  moich maluchach i chciałabym zatrzymać każdą chwilę, a życie płynie...Niekiedy zbyt szybko i intensywnie...
     Znowu to samo. Miałam nie tłumaczyć się z częstotliwości pisania, ale zdarzyło się, że z przyczyn technicznych musiałam przerwać post pisany przed miesiącem, potem nastąpiła seria nieprzespanych nocy, ząbkowania, no i września, czyli początku roku szkolnego(brrrrr...).
     A że jak już wspomniałam całe to pisanie miało być również czymś w rodzaju kroniki, wrócę więc na chwilę do tego niedokończonego posta, zatrzymując tym samym ostatnie wakacyjne promienie:

     Mazurska weranda c.d.
       ...Koniec lata...
   
cień już coraz dłuższy i łąka bardziej płowa...

     Nie tego kalendarzowego, ale niestety tego klimatycznego. To niesłychane,że w ciągu dwóch tygodni tak diametralnie zmieniła się aura. I nie chodzi tu o temperaturę, a o światło, zapachy, roślinność, kolory, zachody słońca... No i ...bociany odleciały...Za to pojawiły się grzyby... Już nie tylko kurki do jajecznicy jedzonej w upalne poranki na werandzie. Teraz na werandzie nie można już jeść jajecznicy, bo staje się w mig zimna:( ... Zatem spacery, grzybobranie, no i jeziorne kąpiele obowiązkowo. Zacięłam się i postanowiłam pływać niezależnie od pogody. Zmodyfikowałam moje treningi i biegam codziennie po to by po biegu wskoczyć do jeziora , szybko popływać i biegiem wrócić, nie tracąc ciepłoty. Pływam w czepku, bo na zewnątrz ok 16-18 stopni, za to woda w jeziorze ok 19-18.

Takie ładowanie baterii zamiast snu- też metoda...Druga to polowanie na prawdziwki, którymi obrodziła tego roku puszcza...
...Czerwony Kapturek też tu był, a prawdziwek(po prawej na dole) trochę nieostry ...

                                                                                ***
A teraz jest już jesień prawdziwa i ten nieszczęsny wrzesień, o którym pisałam w czerwcu, że go tak nie lubię, w przeciwieństwie do tego pierwszego. Początek szkoły( a właściwie dwóch szkół - bo i muzycznej) w ostatniej, trzeciej klasie gimnazjalistki, powrót zza oceanu studentki, malowanie pokoju dla dzieci, zaległe zobowiązania murarsko- mozaikowe u Mamy w ostatnich ciepłych dniach,  audiobook czytany w expresowym tempie i super expresowy rozwój Bliźniaków przede wszystkim. A snu ubywa, bo jak zęby dzieciom rosną i bolą ,to one- te dzieci budzą się i chcą piersi - tak już jest...A zęby mamy po dwa na dole u każdego chłopaka. Nigdy nie byłam matką publicznie piejącą na temat swoich dzieci. Jakoś to tak nie wypada...tak się przechwalać, że niby dzieci się psuje tym chwaleniem...A co to jakieś urządzenia, co je można popsuć? ...Takie zasady, wychowanie, przyzwyczajenia...takie tam... bzdury...Nie będę się więc chwalić, tylko zachwycać, podziwiać, chłonąć to cudowne zjawisko jakim jest rozwój małego człowieka. To chyba  jest domeną tych dojrzalszych rodziców, że wnikliwiej przyglądają się swoim pociechom napawając się każdym momentem. Ja - dziś matka z przeszłością i doświadczeniem odkrywam wiele na nowo. Po raz pierwszy mam synów i to dwóch na raz. Widzę, że  bliźnięta rozwijają się szybciej, co więcej wcześniaki chyba też - mają zainstalowany imperatyw przyśpieszenia;) Dwoje dzieci w tym samym wieku stymuluje się wzajemnie 24 godz. na dobę. Nawet jeśli któryś z chłopaków zaczął pierwszy nową ewolucję gimnastyczną czy intelektualną, drugi natychmniast dogania brata...
     Nie wyobrażam sobie czynnie w tym nie uczestniczyć. Oczywiście jest wątek ekonomiczny i potrzeba higieny psychicznej, ale wszystko ma swój czas.Nie dajmy się zwariować! Nie bez przyczyny ktoś wymyslił urlop macierzyński. To nie tylko czas opieki nad dzieckiem...
     ...TO TEŻ CZAS DLA NAS - MATEK , BY PO PROSTU POMATKOWAĆ SOBIE TROCHĘ...:)

ps. zainteresowanych historią rzeczonego Fryca odsyłam do słownika staropolskiego:)

środa, 13 sierpnia 2014

...mazurska weranda ...

             OBIECANKI CACANKI...
Miałam pisać częściej ... no i pisałam...Problemy techniczne sprawiły, że dopiero dziś publikuję post pisany na mazurskiej werandzie pod koniec lipca. Teraz jestem w Warszawie, ale już nie mogę się doczekać przyszłego tygodnia, gdy  znów na niej usiądę:)

                                              06:00, mazurska weranda
Wakacje...
     ...czyli odpoczynek - wyjazd poza miejsce codziennych obowiązków, domu, pracy, zmiana rytmu z niezwykłego na niezwykły. Nieważne, czy z szybkiego na wolniejszy czy odwrotnie. Świt, krzyczą bociany, siedzę na werandzie, piję kawę( pół na pół zwykłą i bezkofeinową), delektuję się ciszą, widokiem budzącej się łąki, spokojnym snem Bliźniaków - chwilo trwaj! Jestem na działce - szczęśliwie mam taką możliwość. Córki na swoich wakacjach, mąż w pracy w Warszawie, a ja tu z Bliźniakami i zawsze z kimś - wymiennie - Mamą, przyjaciólkami, od dziś z córką. Dałabym radę sama, ale dla bezpieczeństwa -  lepiej, gdy przy maleńkich dzieciach jest nas więcej. Wykorzystując " sprzyjające okoliczności przyrody" postanowiłam zacząć regularne ćwiczenia. Przed wyjazdem spotkałam się z Mają Wasilewicz trenerką  MAMA I SPORT, pogadałyśmy i ustaliłyśmy rytm treningów na miesiąc. Później spotkamy się, ocenimy efekty i dalej będziemy modyfikować i dokładać ćwiczenia. Z przyczyn wiadomych nie mam teraz głowy na zapamiętywanie wielu kombinacji ani czasu na długie treningi . Zajmą mi one 30-60 min. dziennie( na początek).
      Wydaje mi się, że wiele krzątających się, dźwigajacych i karmiacych kobiet, których dzień pracy jest zdecydowanie dłuższy niż czas odpoczynku, odczuwa podobne dolegliwości. Nazywam to ogólnym "zastaniem ...wszystkiego". W ciąży człowiek , właściwie kobieta(choć nigdy nic nie wiadomo), a z pewnością kobieta - ja, był elastyczny jak gumowy ludzik, problemy kręgosłupowe odeszły w niepamięć, bo wiadomo...ORGANIZM SIĘ UELASTYCZNIA -  PRZYGOTOWUJE SIE DO WIELKIEGO ROZWARCIA, CZYLI PORODU! A teraz?" Stagnacja, panie, stagnacja..." Przez cały dzień ja i mnie podobne wykonujemy stale powtarzajace sie ruchy: wstań / pochyl się / wyciągnij ręce do przodu / pochyl głowę / przykucnij / dźwignij / pochyl się / przytrzymaj[ ciężar(ki) ;) długo w jednej pozycji: ręce ugięte, wyciągnięte do przodu, szyja wyciągnieta do przodu, głowa pochylona / wstań /  itd., itp...Wystarczy! W każdym razie już przy pierwszym spotkaniu z Mają zaczęłyśmy rozciągać te zastane partie, dla urozmaicena;) wykorzystując wózek;)
fot. Kamil Krajewski

 ROZCIĄGANIE MIĘŚNI GRZBIETU PRZY WÓZKU
1. Stopy ustaw wąsko lub na szerokość swoich barków (jak ci wygodniej). Lekko ugnij kolana. Chwyć szeroko wózek i staraj się przenieść ciężar na pośladki. Następuje tutaj rozciągnięcie mięśnia najszerszego grzbietu. Przy ćwiczeniu rozciągasz także mięśnie dwugłowe uda oraz naramienne. 
2. Jeśli pochylisz bardziej tułów (Małgosia na tym zdjęciu trzyma ręce na dwóch gondolach, można je rozłożyć na długość jednej) oraz doprostujesz odrobinę nogi w kolanach - ćwiczenie będzie trudniejsze. 
3. Ćwiczenie możesz wykonać przy spacerówce, tak jak Aneta. Zasady ustawienia j.w. Ułożenie rąk jest węższe z powodu innych gabarytów wózka.
4. Pamiętaj, żeby ustawić się tak, aby nie przenosić ciężaru na palce u stóp i tym samym nie obciążać kolan. Trzymaj plecy prosto i staraj się prostować też nogi.

Wykonaj 3-4 serie po 12 powtórzeń z przytrzymaniem do 3-5 sekund.
fot. Kamil Krajewski

                                    ROZCIĄGANIE MIĘŚNI GRZBIETU PO SKOSIE PRZY WÓZKU

1. Chwyć oburącz za gondolę. Brzuch wciągnięty. Ugnij lewą nogę w kolanie, a prawą odstaw po skosie w tył prostując jednocześnie w kolanie. W tym ćwiczeniu masz możliwość skupienia się na jednej ze stron - często dochodzi do jednostronnego obciążenia ciała przez noszenie dziecka na wygodniejszych dla nas ręce i biodrze. Małgosia wykonuje to ćwiczenie opierając ręce na dwóch gonodlach - możesz rozstawić ręce na długość jednej gondoli.
2. Ćwiczenie można wykonać również przy spacerówce, jak Aneta. 
3. Następnie wykonaj ćwiczenie na drugą stronę, czyli prawa noga ugięta zostaje z przodu, a lewą odstawiasz prostą po skosie w tył.
4. Nie przenoś ciężaru na palce nogi wykrocznej, żeby nie obciążyć kolana. Staraj się rozłożyć ciężar ciała na obu nogach.

Wykonaj 3-4 serie po 12 powtórzeń z przytrzymaniem do 3-5 sekund.

     Teraz, przed moim wyjazdem na mazury Maja przeprowadziła ze mną tzw. wywiad treningowy, który wraz z sugestiami trenerki zamieszczam poniżej:

 JA - mam problemy z plecami i mięśniami naramiennymi

MAJA -  Ponieważ dźwigasz dwóch chłopców jesteś podwójnie narażona na przykurcze i przeciążenia. Zaproponowałam  początkowo rozciąganie mięśni grzbietu i mięśni naramiennych, co już przy nauce ruchu sprawiało  ulgę (zdjęcia MiS z wózkiem).

JA - Chciałabym już zacząć pracę nad pośladkami i nogami. są ciężkie, obolałe od ciągłego dreptania i "bycia na nogach". Czuję fizyczną potrzebę innego - intensywnego, szybkiego ruchu.

MAJA -  ponieważ czujesz dyskomfort tych okolic, więc obok ćwiczeń na rozciąganie i wzmacnianie mięśni obciążonych dźwiganiem i karmieniem, przygotowałam  wstępny trening dolnych partii mięśniowych (uda, pośladki). Bardzo lubisz biegać, wiec uwzględniłam to w planie treningowym. Są to pierwsze treningi po porodzie i do tego cesarskim cięciu, wiec ćwiczenia wprowadzamy stopniowo i początkowo z niskim zaawansowaniem, co z miesiąca na miesiąc będzie ulegało zmianie:

Pierwszy dzień treningowy:
1-Poranny bieg,ok. 20-30 min. po nim rozciąganie i ćwiczenia:

2-Wykroki chodzone (z wyprostem nogi zakrocznej przy odbiciu) UWAGA! Kolano nogi wykrocznej nie powinno przekraczać linii palców!- na zdjęciu modelowo - Maja - 3 serie po 30 kroków( 15 na każdą nogę)


fot. M. Lewińska
fot. M. Lewińska
A tu po prawej propozycja rozbudowania tego ćwiczenia- o pracę pośladków i tylnej części uda - przy przechodzeniu w następny wykrok unosimy nogę zakroczną i przytrzymujemy kilka -  kilkanaście sekund, po czym tą nogą wykonujemy kolejny wykrok, itd...:)

3-Odwodzenie nogi przy urzyciu taśmy rechabilitacyjnej(pieta prowadzi ruch; szybciej góra, wolniej dół) - 4 serie po 15-20 powtórzeń na nogę
- między seriami przerwy ok.1-1,5 min


fot. B. Mirecki
fot. B. Mirecki
Po prawej stronie wariant trudniejszy z taśmą podwójnie obwiązaną wokół kostek
                                                           
                                                             *

Drugi dzień treningowy ( górne partie mięśniowe)
PLECY / RĘCE  
1-Przyciąganie taśmy zaczepionej ,np. o wózek  ( łokcie prowadzone szeroko, na wysokości barków) -4 serie po 15-20 powtórzeń


fot. M. Lewińska

...na kocyku leżą maluchy, które z rechotem( tu akurat nie widać) partycypują ...

2-Triceps-"wycieranie pleców ręcznikiem- taśmą" 
-3 serie po 15 powtórzeń
- między seriami przerwy ok. 45 sek.
fot. H. Mirecka
fot. H. Mirecka


3-Pompki damskie czyli na kolanach (klatka piersiową wchodzimy pomiędzy dłonie) - 4 serie po 8 - 10 powtórzeń


fot. H. Mirecka
...Antoś i Franio lubią pompki..."

Brzuch- jeśli mięśnie brzucha jeszcze do końca się "nie zeszły" - przytrzymujemy, ściągając mięśnie po obu stronach kresy białej ( u mnie w okolicy pępka) - w dwóch pozycjach: stopy oparte na podłożu i łydki oparte np. o  piłkę lub fotel - 6 serii po 15 powtórzeń
- między seriami przerwy ok.30-45 sek.

fot. Kamil Krajewski
Te zdjęcia juz pokazywałam w temacie kresy białej. Przypominam o prawidłowym trzymaniu szyi względem tułowia - na dole po prawej stronie obrazka:) Więcej zdjęć z opisem znajdziecie na portalu MAMA I SPORT na facebook'u

I tak na przemian - jeden dzien nogi, następny - reszta
                                                               UWAGA, UWAGA!
ODDYCHAMY! - NADRZĘDNA ZASADA DOTYCZĄCA WSZYSTKICH ĆWICZEN! - wydychamy powietrze zawsze przy spięciu mięsni a wdychamy przy rozciagnięciu, np. "brzuszki" - szybki , krótki wydech następuje gdy podnosimy głowę i plecy z podłogi w kierunku brzucha a wydech gdy kładziemy się - proste i logiczne:)
   
     PRZERWA!
Robi się juz upalnie. Dziś "dzień nóg".  Przyjaciólka  juz wstała, Bliźniaki najedzone śpia, mogę zatem ze spokojem polecieć  nad jezioro. A właśnie! Mając "pod ręka" jezioro - ok.1,5 km i piękne, upalne lato, zmodyfikowałam mój trening: Po lekkim śniadaniu jagodowym(wszak Mazury - jagód pod dostatkiem)

biegnę przez las ok. 10 min szybkim truchtem nad jezioro, tam intensywnie pływam ok.10 min., wracam ok 15. min wolnym truchtem, pod domem robiąc śniadaniowe zakupy. Potem rozciaganie i w.wym. ćwiczenia nożne - w sumie godzina. A zatem - wyruszyć w las czas!

A PO PRZERWIE...
    W drodze powrotnej w lesie takie spotkanie...

fot.M.Lewińska
..tuz obok mnie przebiegły dwie młode sarny, jedna z nich zatrzymała się i spojrzała na mnie...


     MOJE KOCHANE BLIŹNIAKI MAJĄ JUŻ PIEC MIESIĘCY...i tak się zabawiają...

                                                            fot.M. Lewińska
....trzeba tylko posmarować nos i całą resztę , bo słońce jak w Afryce...( W tych kółeczkach chłopcy kąpią się I PŁYWAJĄ(!) w dużej wannie od pierwszego miesiąca życia)
fot. M. Mędrzecka
                                                                     
...jak Afryka to Afryka... trochę dzikości...

fot.M.Lewińska


A  w te nieliczne chłodniejsze dni... LEŚNE WĘDRÓWKI W CHUSTACH ...

fot. H. Mirecka
...selfie z siostrą i mamą - selfie musi być - obowiązkowo , choć najkorzystniej wypadły chyba jednak... chusty i chusteczki ;)

WAKACJE...MOC DOZNAŃ...
...CHWILO TRWAJ!...

czwartek, 3 lipca 2014

czerwiec obfitości...

      Zrobiłam tu sobie niezłą przerwę. Trochę za to przez niektórych zostałam zrugana.W głowie kolejnych postów mnóstwo, ale czasu mało. Oczywiście wykroić by można coś z nocy, ale jednak sen cenniejszy niż złoto- zwłaszcza ten kradziony, na raty. Stale piszę i mówię o tym by odpuszczać sobie pewne sprawy na rzecz odpoczynku i w ogóle by nie zwariować. Jednak ta przerwa w pisaniu nie z odpoczywania się wzięła, a z natłoku zadań no i pory roku, a ściślej tego pięknego miesiąca.
         Uwielbiam czerwiec. To miesiąc moich urodzin. Kiedyś usłyszałam, że najlepiej czujemy się w miesiącu, w którym przyszliśmy na świat. Wzrasta wtedy nasza aktywność, możliwości, samopoczucie i radość życia. Nie wiem czy jest to prawdą, ale w moim przypadku absolutnie się sprawdza. Być może to tylko kwestia miesiąca, który rozpoczyna lato, jest piękny, ciepły i daje nam najdłuższe dni w roku, a na dodatek dla wszystkich utrudzonych (matek zwłaszcza!) rokiem szkolnym- wakacje! I nie chodzi tu o urlopy, a o odpoczynek od tego szkolnego ciśnienia i obowiązku. Nasze dzieci szkolne się cieszą, ale rodzice wcale nie mniej ( idąc tym tropem- nie przepadam za wrześniem!). Jakby nie było czerwiec jest moim miesiącem, a tegoroczny- wyjątkowo obfity.
     Zaczął  się dość intensywnie- pięknie i odświętnie- 1.06. w Dzień Dziecka ochrzciliśmy chłopaków - spontanicznie, skromnie, radośnie, ale i poważnie. Poważnie, bo odbyliśmy poważne i odpowiedzialne rozmowy z Rodzicami Chrzestnymi. O ich  roli, o tym kim będą dla chłopaków dziś i kiedyś w przyszłości. Być może to dojrzałe macierzyństwo też na tym polega, że odpowiedzialnie podchodzimy do spraw, które często obrastają w rutynę, gdy taki na przykład chrzest staje się szopką z prezentami. Udało się tak pięknie i przyjemnie, bo podzieliliśmy obowiązki między siebie, czyli nas - rodziców i siostry, rodziców chrzestnych i  dziadków, bez napinania się i zadęcia. W myśl cały czas podtrzymywanej zasady, by sobie "nie dokładać".
     Udało mi się przeczytać dwie książki! W studio, a więc audiobook, czyli przyjemne z pożytecznym. Jeden nagrałam jeszcze w maju, a w czerwcu zaczęłam następny. Pierwszy "Czego się nie robi dla mężczyzny",Gilles'a Legrardinier'a to lekka powieść na lato. Pogodna, optymistyczna, romantyczna i zabawna. Jej bohaterka Julie jest krzyżówką Amelii i Bridget Jones. Z niepoprawną naiwnością i dobrodusznością bliżej jej do delikatnej krajanki. Z angielską koleżanką łączą ją idiotyczne przygody i wpadki. Drugi audiobook to ciężki, mroczny kryminał polskiej autorki Katarzyny Bondy- "Florystka". Tekst emocjonalnie trudny do czytania przez świeżo upieczoną matkę, bo w tej sześciuset stronicowej powieści śledzimy działania profilera policyjnego, który tworzy portret psychologiczny mordercy dziecka. Zostało mi jeszcze prawie dwieście stron i do końca tego tygodnia musimy skończyć. Oczywiście z Bliźniakami jest nieco trudniej, zwłaszcza, że karmię je piersią. Dajemy radę. Szczęśliwie studio nagrań znajduje się kilkaset metrów od naszego domu, więc jest kilka kombinacji, zależnych od pory dnia. Przed 16-tą zabieram Panów ze sobą w wózku i karmię ich gdy zażądają. Popołudniami, gdy mąż wraca z pracy, do studia chodzę sama, a on przyprowadza mi chłopców na karmienie. Czasem dzieci zostają też z córkami w domu i ja w przerwach przychodzę z "mleczarnią". Kombinacje te udają się zależnie od kondycji dzieci. Udało się nam jednak zaobserwować jakiś rytm ich aktywności, choć należy pamiętać, że jak dorośli, miewają one różne dni. Rutyna? Nie. Nie da się ich zaprogramować, ale myślę, że gdy my słuchamy ich potrzeb, one też umieją być elastyczne. Widzę też, że Bliźniaki są mniej absorbujące niż jedynaki . Już nie tylko czują, że mają siebie nawzajem, ale zaczynają to sobie uświadamiać i komunikować się ze sobą. Mniej się nudzą po prostu. Poza tym obie moje córki  "od małego" przyzwyczajałam do przebywania w różnych warunkach i wśród ludzi, teraz moich synów również. Dlatego na razie radzą sobie w takich sytuacjach i lubią nowe bodźce. W tej chwili na przykład ja piszę, a chłopaki siedzą w fotelikach i słuchają muzyki. Ich 15-to letnia siostra tańczy przed nimi i bardzo im się to podoba. Nieźle faceci zaczynają...
     Czerwiec a więc...truskawki ..."Truskawki w Milanówku" u mojej mamy. Zaczęłam od małych porcji, obserwując, czy nie ma jakiś alergicznych reakcji u dzieci i szczęśliwie - nic. Mogę się teraz nimi opychać na zapas, bo zaraz się skończą. Przetestowaliśmy też maliny, porzeczki, agrest, czereśnie i delikatnie bób. No trudno, jest Mundial musi być bób i czereśnie( na nerwy) - przywileje początku lata i moje skojarzenia z fantastycznymi  mistrzostwami Espańa'82. Pamiętam upalny czerwcowy wieczór: Polska-Peru, wszystkie okna otwarte- w całym osiedlu, Tata w pracy na dyżurze w Polskim Radio, Mama i ja w domu , przed telewizorem rąbiemy czereśnie i pyszny ciepły bób z masłem i z solą. Pełne emocji skubiemy coraz szybciej, gdy z wszystkich okien rozlega się raz za razem, a właściwie 5 razy : goooooooool !!!!!!!!! Powielane przez echo...Piszę to i mam ciary...To był czerwiec, 32 lata temu. Miesiąc ten sam , bób i czereśnie prawie tak samo naturalne, tylko "naszych" na Mundialu trochę brak. Wracając do Milanówka to nie tylko truskawki i hamak, ale i praca fizyczno-twórcza. W ubiegłym roku zaczęłam, w tym pragnę skończyć murki i ławeczki z mozaiki pod oknami w maminej kuchni.
fot.M. Lewińska
Młot, kielnia i zaprawa- murarka pełną gębą, a majster Antonii pilnuje by fuszerki nie było :)

 Babcia cieszy się wnukami a ja tłukę kafelki układam i wklejam. Najsprawniej jednak idzie mi robota o świcie gdy chłopcy więcej śpią ( kiedy tylko to możliwe, w ogrodzie) a dookoła tylko cisza i świergot ptaków.
                                         
fot. M Lewińska

     Tak pracowicie -  trochę w mieście, trochę poza nim upłynął czerwiec, a od narodzin MOICH BLIŹNIAKÓW minęły już cztery miesiące.Pora więc zabrać się za siebie. Tuż po Bożym Ciele rozpoczęłam  współpracę z portalem "Mama i Sport".
fot.Kamil Krajewski

Wspólnie z jego pomysłodawczynią i założycielką Anetą Dobies wykorzystałyśmy jeden z moich kilkudniowych pobytów u mamy i poćwiczyłyśmy pod okiem  trenerki, zasięgając jej rad. Zaczęłyśmy od sprawdzenia brzucha po cesarskim cięciu i kresy białej. KRESA BIAŁA to pasmo łącznotkankowe ciągnące się od wyrostka mieczykowatego przez pępek do spojenia łonowego. Ta linia ulega pigmentacji w czasie ciąży. No i oczywiście rozciąga się. Paradoksalnie często ulega rozerwaniu u osób o silnych mięśniach brzucha. Trzeba ćwiczyć umiejętnie by"wróciła na miejsce" i tak by nie uszkodzić mięśni po CC. Dlatego ćwiczenia dolnych mięśni brzucha zaczynamy nieco później.
                                         
fot.Kamil Krajewski
Trenerka Maja Wasilewicz palcami sprawdza na jaką szerokość kresa się rozeszła. Rezultat: tylko na długości okolic pępka- na 2 palce- czyli w normie. Pokazuje jak "ściągać" podczas ćwiczeń rzeczoną kresę w miejscu jej rozejścia, a ja prezentuję pierwsze delikatne ćwiczenia górnych partii brzucha z niewłaściwą pozycją szyi i głowy(fot. z piłką) i prawidłowym ich trzymaniem na zdjęciu obok. Kolejne ćwiczenia będą opisane na stronie "Mama i Sport" na fb. Jest tam też relacja z aktywnego spaceru mam z wózkami w Łazienkach Warszawskich. Ja tu, na blogu oczywiście też będę raportować;)
     Portal "Mama i Sport"jest na Facebook'u, a pod koniec wakacji ruszy w pełnym wymiarze internetowym. Zapraszam :) A tak przedstawia naszą współpracę Aneta Dobies:

  Bliźniaki na Pokład!:)

Drogie Mamy zaprosiłam do współpracy aktorkę Małgosię Lewińską i jej 3-miesięcznych synów Antosia i Frania, abyśmy wspólnie wróciły do formy sprzed ciąży J! Bliźniaki to ciężka próba dla kamiącej mamy, jej kręgosłupa i kondycjiJ

W całym cyklu Małgosia jako aktywna mama opowie o swoich doświadczeniach z czwórką dzieci (22 lata,15 lata i 4 m-ce). Wspierając się opiniami ekspertów przeprowadzimy was przez pierwsze miesiące po porodzie. Pokażemy wam ćwiczenia, podpowiemy jak i co jeść, aby dzieci wykarmić i mieć siłę na treningi, a przede wszystkim w nawale obowiązków zadbać też o siebie!

Bądźcie z nami, lajkujcie nas i piszcie o swoich doświadczeniach w przedstawianych tematach, ale nie tylko. Prosimy też o maile na adres: mis@mamaisport.pl
fot.

     Starszy o 6 miesięcy kumpel bardzo aktywnie zachęcał Antosia do wspólnej gimnastyki, interesowała go również kolorowa opaska na nodze kolegi;)
fot. M. Lewińska

Ta opaska odstrasza komary. Kolejny fajny patent OsmozaCare. Świetny na zakomarzone Mazury, bo wodoodporny i można kąpać się z tą opaską na ręce lub nodze :)! Posiada kieszonkę na wkład wymieniany co 2 tygodnie.Wkład taki może też dyndać w zawieszce przy wózku lub gdziekolwiek bądź. Pachnie bardzo ładnie, trochę jak geranium 




zdjęcia OsmozaCare
Skończył się już mój ukochany czerwiec. Kończą się truskawki, a dzień znów będzie się stawał coraz krótszy...



środa, 4 czerwca 2014

testująco - czas i higiena i manicure w parku ;)

     Życie z bliźniakami, z małymi dziećmi w ogóle to ciągłe wybory: drzemka czy jogging , relaks czy kolacja, znajomi czy pranie, kuchnia czy manicure, itp., itd. Dochodzą jeszcze stałe niezbędne obowiązki , również te zawodowe. Na ogół wybór jest jeden - kilka czynności na raz.  Z niektórych działań trzeba będzie zrezygnować na jakiś czas, może nawet na lata. Nie poddawajmy się jednak - wiele da się ze sobą połączyć - byle by nie przesadzić. Czasem robię to tak zapamiętale, że dokonuję karkołomnych, nieco dziwnych fuzji , próbując łączyć potrójnie czy  poczwórnie kompletnie skrajne zadania. Nagle okazuje się, że brakuje jakiejś kończyny lub jest ona za krótka albo mało elastyczna. Stałym atrybutem są słuchawki do telefonu, ale do takiego zestawu potrzebna jest kieszonka lub "nerka" na pasku( trzeba o tym pamiętać).
     Takie sprawy jak makijaż lub manicure schodzą na dalszy plan, ale przecież trzeba jakoś o siebie zadbać. Bardzo praktycznym rozwiązaniem okazały się "patyczki", czyli aplikatory OsmozaCare do demakijażu oczu i manicure. Zasada ta sama co przy aplikatorach z eozyną- teraz już pamiętam, którą stroną się aplikuje produkt;)!  W ostatnią niedzielę chrzciliśmy chłopców. Przezornie wzięłam do torebki " patyczki do demakijażu, które pozwoliły mi szybko doprowadzić do porządku rozmazane ze wzruszenia oczy :)
                                           

Błyskawicznie udało się oczyścić wokół oczy bez uszkodzenia makijażu. Potem zmyłam resztę i też nieźle wyszło.
     Innego dnia wzięłam ze sobą na spacer z wózkiem zestaw do zmywania lakieru i drugi - do zmiękczania skórek plus patyczek do skórek, kupiony po drodze w drogerii. Tym sposobem udało się wygodnie, szybko i bez skomplikowanych sprzętów- misek z wodą i mydłem , narzędzi i  ręcznika zrobić "skrócony" manicure na ławce w parku. Nawet nikt nie zwrócił uwagi na to co robię- dosłownie 15 minut z malowaniem. Aplikatory ze zmywaczem świetnie sprawdzają się przy malowaniu paznokci, zwłaszcza  prawej ręki, na wyrazisty kolor. Najczęściej jako osoba praworęczna gdy śpieszę się, zamalowuję wszystko dookoła paznokci. Tymi aplikatorami prędko wyczyściłam wszystkie zbędne ślady, nie niszcząc lakieru i nie brudząc rąk.            



     Bardzo lubię kosmetyczkę OsmozaCare - po prostu podoba mi się- jest miła w dotyku( ekologiczna skóra) i taka... czysta, świeża. Nie zajmuje dużo miejsca, ale dzięki pękatym kształtom i odpinanemu wieczku może dużo pomieścić. Zajmuje stałe miejsce w dziecięcej torbie z pieluchami i innymi akcesoriami. Ze względu na oszczędność czasu torba jest na stałe zapakowana, jej zawartość uzupełniam po przyjściu do domu.


W kosmetyczce poza kremem i chusteczkami dla dzieci noszę żel antybakteryjny i krem antybakteryjny do rąk. Bez dostępu do wody, poza domem - idealne do utrzymania higieny rąk , którymi dotykam wrażliwej skóry dzieci.

 Jestem absolutna fanką tego kremu antybakteryjnego. Tworzy na dłoniach coś w rodzaju niewidzialnych rękawiczek. Zapewnia higienę ale też pielęgnuje skórę.
Używam tez chusteczek z tej serii . Nie tylko do rąk. W podróży czyszczę nimi prawie wszystko co powinno być czyste, a czego dotykają dzieci. W domu natomiast pudełko z nimi stoi przy "przewijaku", który "na szybko" mogę nimi przetrzeć. "Częstuję",  też nimi gości, którzy z niecierpliwością chcą brać dzieci na ręce.

     Już za chwilę przy pomocy OsmozeCare rozpocznę walkę z ... komarami!!! A nieco później z ząbkowaniem:(!

wtorek, 13 maja 2014

Poradnikowo...Wózek w metrze...

 WÓZEK  W METRZE

Podobno ogarnianie bliźniąt nie jest rzeczą łatwą ... Stąd zainteresowanie mediów : jak sobie radzimy?    
1 - go maja zaproszono nas więc na pogawędkę do DZIEŃ DOBRY TVN.. Tym razem występ "na żywo" - co jest pewnym wyzwaniem , zwłaszcza gdy ma się na rękach dwumiesięczne oseski. Poza chwilowym kryzysem wynikającym z niewygody, było ok. Chłopcy dali radę:

http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/dubeltowe-szczescie-malgorzaty-lewinskiej,121508.html
graf. M. Mędrzecka (materiał TVN)

O pomoc poprosiłam Nastolatkę. Dzień był piękny, więc do telewizji pojechałyśmy służbowym transportem, a drogę powrotną postanowiłyśmy odbyć spacerem i ...metrem! Metrem- na próbę, sprawdzając, czy w ogóle taka podróż z moim bliźniaczym wózkiem jest możliwa. Udało się! Udało się przejechać odcinek WARSZAWA CENTRUM - POLA MOKOTOWSKIE, co nie znaczy , że jest idealnie. Przede wszystkim jest nieprzewidywalnie. Na każdej stacji windy mają inne rozmiary. Najmniejszą okazała się ta zjeżdżająca do podziemi w ogóle - pod hotelem Metropol. Myślę,że nie wszystkie wózki (inwalidzkie też) tam wjadą. Przez chwilę obawiałam się, że utkniemy. Uwaga - jeśli wysiadamy z metra na Polach Mokotowskich i chcemy dalej jechać tramwajem w kierunku Mokotowa, musimy wysiąść z wagonu przy Batorego. Przy Rakowieckiej nie ma windy na przystanek tramwajowy i trzeba iść górą, cofając się kawałek. No i ważne!- wózki podwójne jeden obok drugiego mają marne szanse z wciśnięciem się na przykład w korytarzyk wiodący do windy na stacji Pola Mokotowskie i w paru innych miejscach. Oczywiście zamierzam sprawdzić tez inne stacje. SZEROKIEJ DROGI!

                                                    fot. Helena Mirecka
                                                    fot. Helena Mirecka
                                                    fot. Helena Mirecka

czwartek, 1 maja 2014

optymistycznie ze zgodą na podknięcia

     Dzień zwyczajny.
      Pełnoletnia córka z koleżanką udały się na spacer z podwójnym wózkiem.Ciężko się zdecydować "w co ręce włożyć". Siadam zatem by coś "skrobnąć" Przede mną( tuż za ekranem komputera) sterta prania. W ogóle mam wrażenie, że pranie jest wszędzie: 2 metry ode mnie, na DESCE DO PRASOWANIA ( nie wiem po co ONA TU STOI ? Chyba dla zachowania pozorów); w sypialni, na łóżku do poskładania; w pralce się pierze;  wyjęte z kosza, na stercie w łazience- CUDOWNIE! No i co? W końcu zniknie( za parę lat). W pracy męża- gorący okres, Nastoletnia przed sesją w szkole muzycznej i końcem roku w gimnazjum, Pełnoletnia przed sesją na studiach, Małoletnie Bliźniaki coraz częściej czuwają, a ja mam wrażenie, że doba się jakby skraca. Twardo jednak stoję na swoim: to nic strasznego te Bliźniaki! Ok, jest trochę więcej pracy, zwłaszcza prania... Swoją drogą nie wiedziałam, że chłopcy tak często muszą się przebierać. Franio już dorobił się pierwszej ksywki: Francisław Siur Siurecki...Czasem brakuje pary rąk, choć opanowałam już podawanie sobie samej dwójki do karmienia na raz. Nie znaczy to, że nie korzystam z pomocy. Jednak okoliczności zewnętrzne sprawiają, że coraz częściej muszę sobie radzić sama. Na szczęście są jeszcze Babcie i Dziadkowie. Wyprowadzili się pod Warszawę kilkanaście lat temu, więc na  razie staram się łączyć przyjemne z pożytecznym i odwiedzać ich w domach, na łonie natury. Dla dzieci to świeże powietrze, dla Dziadków kontakt z wnukami i możliwość pomocy, a dla mnie poza oczywistym, zmiana środowiska.

                           Zwłaszcza na leśne- bezcenne...

                                                                      Fot. N. Feusette
                                "Opowieści z mchu i barwinka" -Żwirek i Muchomorek u Dziadka w lesie...

      Chyba jedną z bardziej męczących rzeczy w tym okresie(wczesnym niemowlęctwie dzieci) jest monotonia. Największe zmęczenie przychodzi po dniu spędzonym w pidżamie, w poczuciu, że nic takiego się nie zrobiło prócz nieustającego karmienia piersią, z jakimś takim kacem moralnym( zwłaszcza gdy ta sterta - prania oczywiście- nie maleje). Bywa...
     Szczęśliwie wiosna szaleje i można łazić, łazić, więc łażę...Nie mogąc( na razie) wykroić czasu i siły na bieganie - łażę, a ściślej maszeruję z wózkiem po parkach, Polach Mokotowskich, po całej Warszawie... Mleko mam zawsze przy sobie, więc ile sił w nogach...
     Nie zgadzam się,że przy bliźniakach jest dwa razy więcej pracy. Podwójna odpowiedzialność- to fakt, a cała reszta to mniej więcej półtora raza i na prawdę wiele zależy od organizacji. Logistyka, logistyka i jeszcze raz logistyka - to podstawa. Cały czas kombinuję, jak najekonomiczniej wykorzystywać CZAS. Moje motto: BEZ PUSTYCH PRZEBIEGÓW. Dlatego bardzo ucieszył mnie dziś widok Pana Kuriera: Chusty przyjechali!!! Teraz to dopiero rozwinę skrzydła w robieniu kilku rzeczy na raz!!! Jeszcze obdaruję tą umiejętnością najbliższych, a co! Dzieciak jeden do chusty siup, dzieciak drugi do chusty (siostry, taty, babci ???) siup i szalejemy! Żarty żartami, ale teraz to podstawa: nie dać się zmęczeniu, czyli tak opanować czas by zostało coś na regenerację lub tak, by podczas codziennych czynności odpoczywać. Miałam okazję mówić o tym w TVP2 w Pytaniu Na Śniadanie w Wielką Sobotę:

                                                                   Fot. F.Giorgi
     http://pytanienasniadanie.tvp.pl/14861181/wideo/malgorzata-lewinska-urodzila-blizniaki

     Ciekawe czy moim nastoletnim synom spodoba się ta  pisankowa stylówa...
   
     Można świetnie się zorganizować i co z tego? Jedna gorsza chwila naszego niemowlęcia , ból brzucha, zły nastrój czy pogoda i nasze plany biorą w łeb. Biorąc pod uwagę to, że niemowląt jest dwoje liczyć się należy z podwójnym  fiaskiem.  A więc logistyka, elastyczność i zgoda na totalną porażkę. Cały czas uczę się odpuszczać sobie samej i moim planom na korzyść spokoju wewnętrznego i odpoczynku.
      Ogólnie rzecz ujmując jest optymistycznie. Zwłaszcza rano Jestem rannym ptaszkiem i o tej porze mam  zdecydowanie więcej mocy przerobowych. Wiem już, że najważniejsze sprawy muszę załatwiać do wczesnych godzin popołudniowych. Odczuwam  bardzo wyraźnie ten spadek formy w ciągu dnia i zbliżające się przełomowe godziny. 17.-19. - zazwyczaj wtedy chłopcy zaczynają wieczorne czuwanie i zdarza się, że marudzą. Maluchy w tym wieku ( a zwłaszcza wcześniaki), nie mają jeszcze zbyt wielu zainteresowań, więc w kryzysowych momentach potrafią godzinami "wisieć" przy piersi niezależnie od głodu wykańczając tym umordowaną już matkę Najlepszym rozwiązaniem jest wysłanie towarzystwa z kimś na spacer i drzemka w ciszy i spokoju. Nie zawsze jednak jest z kim. Wówczas wychodzę z dziećmi sama. Powietrze i intensywny marsz nieco cucą i "odraczają kryzys. Przychodzi wieczór a z nim niejednokrotnie potworne zmęczenie. Pozostaje szybko pójść spać z optymistyczną perspektywą następnego poranka.
      A jutrzejszy spędzimy z Bliźniakami w DZIEŃ DOBRY TVN już o 8:50. :)



piątek, 11 kwietnia 2014

Grudzień wiosną czyli "Rudolf Czerwononosy"w kwietniu

A JEDNAK BLONDYNKA...

     Nikt chyba nie wątpi- jest wiosna!
Oczywiście kwiecień- plecień, itd...Ale jest pięknie...Chodzimy na spacery,kręcimy się po Warszawie...Bardzo brakuje mi podczas tych spacerów PSA! Nasza labradorka odeszła od nas dwa i pół roku temu w wieku 14,5 lat , a w sierpniu ubiegłego roku jej syn- nasz kochany Gadżet zginął pod kołami samochodu. Ciężko... Musimy jednak najpierw ogarnąć zmiany w naszym domu, a potem- wiadomo... Będzie na pewno już niedługo, jeszcze chwila...Tymczasem na spacerach z wózkiem towarzyszy nam czasem DŻEDAJ- miniaturka Chihuahua naszego przyjaciela, nieco mniejszy od labradora, a tym bardziej- dwóch czarnych;)... taka wiewióreczka...

                                            tu pod pierwszym kwitnącym drzewem na naszym osiedlu

Foto B. Kaczmarczyk

Kto nie cieszy się z nadejścia wiosny? Bałwan, renifery...?... Dlatego w moim domu pojawił się
Rudolf Czerwononosy. Po małej bójce...
     Otórz Antoś machając łapkami podrapał Frania. Zdarzyło się to w nocy, w łożeczku, do którego zajrzawszy ujrzałam krew na nosku malucha. Zaspana sięgnęłam do szuflady po aplikatory z eozyną( odpowiednikiem gencjany), chcąc je przy okazji wypróbować. I zamalowałam rankę, a przy okazji cały nos!  Próbowałam to zetrzeć , ale tego typu substancje mające dezynfekować i chronić nie schodzą tak łatwo . Musiałam coś zrobić nie tak...

                                                       UCHARAKTERYZOWANY Franuś- RUDOLF CZERWONONOSY
                                                           foto Bartosz Mirecki

A oto narzędzie zbrodni:
                                    którym okazał się niewinny patyczek w rękach blondynki

foto Marta Reiff

Malowałam tą częścią patyczka, którą złamałam, a nie tą, do której powinna spłynąć eozyna. Produkt ten umożliwia super precyzyjne malowanie. Jest bardzo wydajny( jednym patyczkiem można zamalować całą kartkę) i zmywa się go mydłem, oczywiście nie tak od razu. Przede wszystkim świetnie odkaża i przyśpiesza gojenie. No i pod warunkiem stosowania zgodnego z instrukcją, ta forma jest niebrudząca i bardzo wygodna ...
Niekoniecznie trzeba było czytać instrukcję...
 Wystarczyło przyjrzeć  się dokładnie obrazkowi na opakowaniu...
I tak tej wiosny śpiewam Bliźniakom : "Rudolf Czerwononosy
                                                            to renifer każdy wie...."