Małgorzata Lewińska

Małgorzata Lewińska
foto. Bartosz Mirecki

O mnie

Moje zdjęcie
Warszawa
Jestem aktorką, na zdjęciu obok z dubeltowym brzuchem. Poza dwoma Bliźniakami-Chłopakami ( jeszcze niedawno w nim mieszkającymi), ogarniam też 21-letnią Pierworodną i 15-letnią Nastoletnią. To znaczy nie zawsze ogarniam, ale się staram. Do niedawna wychowywałam też 2 psy, ale teraz zostały tylko 2 kocice - nieogarnięte jak to kocice. Całe to towarzystwo próbuje ogarniać mój Mąż, bez którego trudno byłoby to wszystko ogarnąć. Jestem zodiakalnym bliźniakiem i może dlatego wszystko jest takie "do kwadratu"

czwartek, 23 lipca 2015

MAZURSKA WERANDA'2015 - czwartkowe małe co nie co i co nieco o " szufladach"...


Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...
     Wcale nie głucho: burza za burzą! No i niesamowicie parno – prawie jak w tropikach. Po kolejnej fali ( zbyt krótkiej jak dla mnie ) upałów, przez Polskę przechodzi FRONT! Media ostrzegają o nawałnicach, powodziach i tornadach. Tu, w otulinie puszczy jest w miarę spokojnie ale w oddali słyszę syreny alarmowe straży pożarnej, a w wiejskim sklepie mówi się o uszkodzonych trakcjach i powalonych drzewach. Taki mamy klimat...Jako stworzenie zdecydowanie ciepłolubne wolę ten zeszłoroczny – nieustające (przez ponad 2 tygodnie) 30 stopni od rana do późnego wieczora. W tym roku jest typowo mazursko, czyli „ w kratkę”. Stąd śmiech mój budzą te dwu- , trzydniowe FALE UPAŁÓW obwieszczane w tv. W sumie jest dość ładnie, tylko temperatura skacze dziwacznie : dwa dni 28-30 st. A potem nagle 17, 13...? Niestety wpływa to na temperaturę wody w jeziorze : ta nie ma kiedy się nagrzać , zwłaszcza że naprawdę pierwsza ciepła noc to była ta dzisiejsza( frontowa – przed burzą). No, ale nie narzekamy. Mamy wakacje. Siedzę sobie na werandzie, jak rok temu, z Bliźniakami i wymiennie jedną, drugą przyjaciółką, mężem, dziadkiem, babcią, młodszą córką...i cieszę się ,że w ogóle mam taka sielską możliwość - jest super.

fot.M.Lewińska

Zasłużony odpoczynek...Przez pierwsze mazurskie tygodnie postawiłam na luz, bez ambitnych planów. Potrzebowałam wyraźnego resetu bez tego ciągłego „muszę”...
Choć jednak ze względu na czas dla siebie i potrzebę relaksu- według planu, bo jak wiadomo... grunt to dobra organizacja...Moje ostatnie dość banalne odkrycie : im lepsza i bardziej bieżąca, tym więcej wolnego czasu...Dlatego lipiec pod hasłem dobrego zarządzania czasem dla siebie i wspólnymi przyjemnościami z udziałem dzieci. Spacer, kąpiel w jeziorze , zabawa z nimi to też mój wypoczynek , oczywiście w dużej mierze zależny od nastawienia(dla niektórych bywa cierpieniem i męką i … nie poradzisz...).
W czerwcu byłam mocno „ zarobiona” zawodowo i organizacyjnie( na dodatek borykając się z problemami komputerowo-internetowymi) i jak wspomniałam w ostatnim, krótkim poście musiałam trochę spraw odpuścić na rzecz innych. I tak padło też na mojego bloga, a ja w tym czasie między innymi zakończyłam główną część moich prac murarsko- artystycznych u Mamy w Milanówku( zostały mi maleńkie schodki pod jednym oknem, dlatego fota całego dzieła – po jego ukończeniu). Postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym, mieszkając z dziećmi na łonie natury, zajmując się domem Mamy podczas jej nieobecności , robiąc mozaiki i krążąc między Milanówkiem a Warszawą w sprawach zawodowych. Szczęśliwie na zmianę z mężem mieszkała ze mną koleżanka i tak na cztery ręce można było to wszystko ogarnąć. Starsza córka od początku czerwca w stanach, młodsza na finiszu gimnazjum , ale... daliśmy radę. Czasem ciężko było utrzymać te dwa gagatki z dala od pracującej matki ( piękny rym;)) i tak wyglądała nasza współpraca:

fot.M.Lewińska

Tak się składa od kilku lat,że ukochany mi czerwiec, miesiąc moich urodzin jest mocno … nasycony,  rzekłabym. A w tym roku włącznie z dniem moich urodzin( 12 – go , a nie 19- go jak błędnie podaje WIKIPEDIA!). Po ciężkim dniu wykonałam szybki przerzut z chłopcami do Warszawy, by zdążyć na niespodziankę, którą zgotowała mi przyjaciółka( o dzięki Ci MartoM.MatkoChrzestnoAntka !) z przyjaciółką( o dzieki Ci MartoR.MatkoChrzestnaFranka !) wraz z niezawodną grupą z TO( ognisko teatralne Państwa Machulskich przy Teatrze Ochoty, gdzie dwadzieścia parę lat temu wszyscy się poznaliśmy). Chłopców wolałam przywieżć do domu, bo karmię ich jeszcze piersią i tak było wygodniej. Zostali położeni spać przez swojego Tatę, a potem gdy ten dołączył do nas, spali pod czujnym okiem zaprzyjaźnionej Pani Ziny, z pomocy której korzystamy w awaryjnych sytuacjach . Panią Zinę na ten wieczór „ zaklepał „ mąż przy pomocy przyjaciół:). Następnego, upalnego sobotniego ranka, po uroczej , baaaardzo udanej imprezie z tortem, muzyką „ z dawnych lat”, starych piosenkach Bajora i Wodeckiego i paru jeszcze innych bliskich naszym ogniskowym sentymentom wykonawców, tańcach do świtu przy „Lubię wracać...” i innych dziwnych utworach, z powrotem pojechaliśmy na zieloną trawkę...
...Z Antkiem i Frankiem oczywiście – z moimi coraz starszymi ( teraz już prawie 17 miesięcy!) synkami. A co u nich ? Rosną, rozwijają się...Zmieniają się i zamieniają...A my pozwalamy im na to. Ważna rzecz to nie „ szufladkować”, nie zamykać dzieci na zawsze w zauważonych przez nas kilku określonych cechach. NIKT TEGO NIE LUBI, A NAJBARDZIEJ DZIECI! Nie lubimy szuflady! My dorośli nie lubimy jej! Aktorzy też jej nie lubią. Szufladkowanie przypisują ludziom bez wyobraźni, czasem nawet prymitywnym... O! Czy to przypadkiem nie szuflada w szufladzie? Ha! Oczywiście ! Szufladkują wszyscy, nawet artyści i intelektualiści, ALE DZIECI … NIE! DO ICH OTWARTYCH GŁÓW BY IM TO NIE WPADŁO. Teraz, gdy jak na dłoni widzę dwoje równocześnie rozwijających się dzieci, które są cały czas punktami odniesienia dla siebie nawzajem dostrzegam różnice i podobieństwa, porównuję, rzecz jasna, ale nie zamykam w szufladzie, tylko traktując każde z nich jak otwartą księgę pozwalam uczyć się nawzajem, inspirować i rozwijać w indywidualnym tempie. Cierpliwie tłumacząc wszystkim żywo zainteresowanym szufladkowaniem, że tak nie można, że to wszystko się zmienia... Dowód(Y) na to właśnie biega(JĄ) teraz przede mną po mokrej trawie i gania(JĄ) się wkoło starej pompy( ważny strategicznie przyczółek mazurski, by właśnie w tej chwili w pełnym rynsztunku potaplać się w resztkach wody w baseniku korzystając z chwilowego przejaśnienia na burzowo- deszczowym niebie:
fot.M.Lewińska

Do niedawna lekko wycofany, trzymający się nieco spódnicy maminej, mniej odważny i rzadziej uśmiechający się Antoś, prawie( podkreślam !prawie! by kolejnej szuflady nie stwarzać!) zamienił się na rolę z wszędobylskim, rechoczącym i eksplorującym Franiem, który stał się ostatnio totalnym przytulaczkiem, podczas gdy jego brat samodzielnie zdobywa świat. I dobrze! I tak ma być. Nasze mądre dzieci mając różne potrzeby wymieniają się i tym samym pozwalają nam - rodzicom każdemu z nich z osobna poświęcić wystarczająco dużo czasu w realizacji tych potrzeb. Ale już widzę, że pojawiają się nowe wraz z ogromem nowych doznań i bodźców, zwłaszcza tu, podczas wakacji na świeżym powietrzu, ciągle w nieskrępowanym ruchu, w otoczeniu zieleni, ogólnodostępnej wody, ziemi i błotka. Dom i otoczenie ( schody jedne, drugie,itp.) pozabezpieczaliśmy optymalnie przed inwazją Bliźniaków tak by pobyt tu dla nas, dorosłych był możliwie relaksujący. Dzieci pod naszym okiem poruszają się swobodnie w kilku sektorach. I jest fajnie...
W innym nieco rytmie niż w ubiegłym roku chłopcy śpią i „ cycusiują”, więc ja też inaczej dostosowuję się z moimi ćwiczeniami. Podstawa to by pobiec rano do jeziora, popływać i wrócić biegiem. Zaczęłam po 10 dniach odpoczynku, którego potrzebowało moje ciało po rzeźbiarsko – murarskich pracach. Teraz biegowo-pływacki sezon mazurski już w pełni:
fot.M.Lewińska


Z pływaniem nieco gorzej niż rok temu, trzeba nieźle się rozgrzać …woda zimna:(, bo jak wspomniałam na początku- fale upałów zbyt krótkie, ale nie jest tak najgorzej. Moi chłopcy też korzystają( hartują się!):


fot.M.Lewińska



Są już duzi i jedzą prawie wszystko- jagodowo - jogurtowe śniadania z kaszą jaglaną lub innymi zbożami również:



fot.M>Lewińska
fot.M.Lewińska


Zabawek z Warszawy wzięłam mało : dwie edukacyjne, 4 przytulaczki , wiaderka, łopatki itp., obowiązkowo dwa samochody i drewniane ptaki na patyku klapiące płłłłłłetwami- pingwina i pelikana, a poza tym : mało ciuchów, krzesełka do jedzenia i musowo wyciskarkę do soków. Na Mazurach są jeszcze truskawki i dzięki nim i mojej wyciskarce powstał ten kolorowy sok: od dołu: śliwki, morele, truskawki, jagody i na koniec trochę jabłek dla rozrzedzenia: pycha! Tylko aż szkoda było wymieszać...


fot.M.Lewińska

I tym słonecznym akcentem przed kolejną serią piorunów i deszczu...
smacznego! …
i
... do miłego:)


2 komentarze:

  1. Dzień dobry Pani Małgosiu :) bardzo przyjemnie czyta się tego bloga, tym bardziej, że sama od prawie roku jestem mamą bliźniąt - Kamilka i Jakubka :) czytałam wpisy od urodzenia chłopców, bo dopiero dziś tu trafiłam! Moi synkowie urodzili się w 33tc i troszkę dłużej, bo miesiąc, musieli spędzić w szpitalu. Bliźniaki to kapitalna sprawa prawda? Pomińmy już te wszystkie fakty, dot. obowiązków, nieprzespanych nocy etc. Dla mnie to cud nad cudami :) moje są jednojajowe, a Franio i Antoś? Pozdrawiam mocno!
    Liliana

    OdpowiedzUsuń
  2. -Pani Lliano - wszyscy obserwujący ich lekarze twierdzą ze dwujajowi. ciąża dwuowodniowa, dwukosmówkowa, choc i taka zdarza się gdy jedno jajeczko wcześnie podzieli się. Chłopcy są bardzo podobni ale różnią się rysami i budową. Tylko badania dna mogłuyby dać definitywną odpowiedź. Na razie trzymamy się wersji, że są dwujajowi. Pozdrawiam:)

    +

    OdpowiedzUsuń