Dokładnie tydzień temu , zupełnie niespodziewanie zostałam "zapuszkowana" . Szczęśliwie tylko na cztery dni. No ale paka to paka ...W ubiegły piątek wpadłam na chwile do szpitala : usg , badanie ... wszystko ok i już miałam czapkę na głowie , już "byłam w ogródku i witałam się...",gdy Pan Doktor zaproponował- "zrobimy może jeszcze KTG" - świetnie - posłucham sobie bliźniaków ...Bliźniaki - super , ja tez, wszystko gra. I przyszedł Pan Doktor.." .Niedobrze... , piszą się pani skurcze..."- "ale ja tak mam , w poprzedniej ciąży tez tak miałam , a urodziłam dokładnie w dniu terminu..." -"rozumiem , ale musimy to poobserwować, ciąża bliźniacza jest ciążą zagrożoną przedwczesnym porodem, wie pani , a poza tym od razu podamy pani steryd- dzieci będą zabezpieczone. Proszę się położyć i odpoczywać." No i klops...:( Sterydy mnie nie przeraziły- byłam na to przygotowana- tydzień później bowiem ( w 32 tc ) miałam położyć się na dwa dni do szpitala właśnie na podanie tego leku . DLA NIEWTAJEMNICZONYCH w ogólnym tłumaczeniu : gdy ciąża zagrożona jest przedwczesnym porodem ( m.in ciąża bliźniacza ) lekarze często zalecają (do 32 tyg. ) podanie sterydu-domięśniowo-( po prostu w pupę!) w dwóch dawkach co 24 h. Podanie sterydu przyśpiesza rozwój płuc dziecka , na wypadek gdyby musiało ono wcześniej pojawić się na tym świecie . No i dobrze...Ale tak bez ostrzeżenia ?! Poszłam karnie do mojej sali . obdzwoniwszy uprzednio rodzinę i przyjaciół. Szczęśliwie trafiłam na jedyne wolne łózko w trzyosobowej sali z łazienką ! " Sugeruję potraktować to jak sanatorium- to najlepszy sposób na przetrwanie " - usłyszałam od sąsiadki z pryczy obok gdy usta składały mi się już w podkówkę- fajnie ... łatwo powiedzieć...miałam plany.na weekend, wszystko przecież jest super a tu ja- tak lekko znosząca ciążę, w szpitalu ?! No i najgorsze- nie chcąc "zapeszać" postanowiłam do 32 tygodnia zwlekać z "wyprawką".I tym sposobem prócz zarezerwowanych rzeczy u znajomych , kocyków Lulubi i czapeczek z imionami wydzierganych przez przyjaciółkę na drutach nie mam nic, nawet pokój niegotowy... Rozżalenie, wściekłość na siebie , że jednak trzeba było wcześniej ..., nawet wbrew własnym zasadom ... ,że te ostatnie dni były może zbyt nerwowe ,napięte..(to fakt- dużo spraw dopinałam ostatnio i trochę zaczęłam się śpieszyć) Lekki atak paniki - co będzie jeśli zostanę w szpitalu do końca ? Mieszanka wielu emocji ...Nie mówiąc już o bezsensownej ambicji- że jak to? Siłaczka Matka Polka spacyfikowana przez szpital ?! Dramat. Oczywiście bez histerii ,ale żal ...tęsknota za domem , własnym łóżkiem,mężem , dziećmi...Te rozterki wewnętrzne trwały zaledwie parę chwil ,bo wcześniej wspomniana dziewczyna "spod celi " okazała się być moją dawno niewidzianą koleżanką ze studiów, z sąsiedniego wydziału - wspólne wspomnienia, wspólni znajomi , a dziś - to samo środowisko zawodowe.Bardzo sympatycznie . Szybko też poznałam tę trzecią i tak w ciągu kilku minut weszłam w tę szpitalną społeczność. . To niezwykłe , jaką człowiek ma zdolność adaptacji; jak błyskawicznie dostosowuje się do narzuconych mu warunków i asymiluje się. Już po kilku godzinach byłam wręcz zadowolona ,że tak nic nie będę musiała robić i po prostu sobie poleżę. A sprawy domowe? To wszystko da się ogarnąć. Dziś w jeden dzień można kupić wyprawkę, rodzina i przyjaciele już szybko się skomunikowali by w razie czego szybko się zorganizować. To zresztą to jedna z tych sytuacji, w których poznaje się ...Wiadomo...
Tryby szpitalne okazały się całkiem przyjemne. No , może poza procedurami izby przyjęć , które wraz z postępem i komputeryzacją staja się kuriozalnie długie. Tu rzeczywiście nieco puszczały mi nerwy podczas wywiadu. Cóż mało odporna jestem na niektóre przepisy i coraz częstsze wykluczanie tzw. czynnika ludzkiego, czyli po prostu- myślenia. Niestety , na konfrontację z tymi absurdami człowiek narażony w szpitalu jest szczególnie- to osobny rozdział- wart poświęcenia w niezależnym poście. W każdym razie te przyjemniejsze tryby, czyli np."brzuszki" co dwie godziny (badanie tętna dzieci), KTG , leki o regularnych porach , mierzenie temperatury strzałem prosto w czoło (ostatni raz w szpitalu byłam 15 lat temu-od tamtej pory pojawiło się wiele wynalazków), a nawet zastrzyki i kompletnie wariackie pory posiłków sprawiły, ze poczułam się bezpiecznie i "zaopiekowana". Towarzysko tez fajnie. Kobiety na oddziale patologii ciąży są raczej wesołe i towarzyskie . Poznają wzajemnie swoje "patologie ", dzielą się wiedzą psychologiczną i medyczną. O tym na pewno będę jeszcze pisać , bo jest tyle ciekawych zagadnień , ze naprawdę Te, które lezą tak całą ciążę z pewnością mogą si już habilitować. Starałam się więc rzetelnie wykonywać moje zadanie , czyli maksymalnie zregenerować się i naładować baterie inkubatora moich Bliźniaków. Słuchałam poleceń lekarzy i położnych i nic nie robiłam( tylko książkę czytałam).Nawet ograniczyłam smarowanie brzucha moim ulubionym kremem przeciw rozstępom, który to ów brzuch utrzymuje jeszcze w jednym , zwartym kawałku, a raczej piłce, bowiem masować brzucha nie wolno, bo to powoduje te nieszczęsne skurcze. Miałam więc sporo czasu na opracowanie nowej techniki- jak smarować nie smarując i nie masując. Swoją droga zaproponuję producentowi kremu wersję dla tych "kurczliwych"- może jakiś spray ( ? ) (zastrzegam patent! pierwsza!). Korzystając z wiedzy innych ciężarówek i personelu medycznego poszerzyłam moja wiedzę na temat pobrania i przechowywania krwi pępowinowej, czym jestem żywo zainteresowana . Poznałam inne brzuchatki i w ogóle było trochę jak na koloniach -posłuchałam rady koleżanki i potraktowałam ten czas jak sanatorium . Zżyłam się z dziewczynami . To niby cztery dni , a zda się ,ze całkiem długi turnus. Wyszłam z "paki " we wtorek, ale cały czas jestem z nimi w kontakcie . Moja koleżanka, Ania rodzi w przyszłym tygodniu , druga zdążyła wyjść do domu ,a na jej miejsce dzień przed moim wypisem przyszła kolejna , która urodziła wczoraj . W "naszej celi " nastąpiła zmiana warty. Teraz są dwie całkiem nowe dziewczyny i Ania weteranka. Przypadłości tych patologicznych ciężarnych nie zawsze są takie patologiczne- Ja trochę się "pokurczyłam",a przede wszystkim mam w brzuchu Bliźnięta(!) ktoś inny ma cukrzycę lub zwyczajnie zbliżający się , wymagający monitorowania termin...Jest jednak też wiele dramatycznych historii i chorób podstępnych jak na przykład cholestaza, nad którymi warto się dłużej pochylić. Jedno jest pewne - wszystkie dziewczyny na oddziale są super- dzielne, wytrwałe i pogodnie noszą swój stan . Życzę im wszystkim dalszej wytrwałości, odwagi i humoru. Lekarzom i pielęgniarkom na oddziale Patologii Ciąży szpitala położniczego przy Madalińskiego w Warszawie - dziękuję za świetna opiekę, cierpliwość i poczucie humoru. Dla mnie samej to była pouczająca lekcja. liczę się z tym , ze mogę znów wylądować na oddziale i wcale mnie to nie przeraża . Po prostu CIĄŻA- taka sytuacja!:)
foto Marta Reiff
A tymczasem...
dowód na to, że współpraca z firmą Lulubi ruszyła pełną parą. Z jej właścicielką, Agnieszką Bilecką, realizujemy specjalną kolekcję zaprojektowaną przeze mnie między innymi dla moich chłopaków. Obserwujcie losy naszej kolekcji na oficjalnej stronie Lulubi na fb:https://www.facebook.com/lulubidladzieci?fref=ts oraz
na specjalnym blogu Lulubi: http://lovelulubi.tumblr.com/
Pani Małgosiu ślicznie pani wygląda, a chłopcy na pewno urodzą się zdrowi. Życzę pani owocnego pisania bloga i proszę by pani pozdrowiła ode mnie Helę.
OdpowiedzUsuńKarolina z drugiego turnusu w Miętnym 2013. ( ta co nie umiała krzyczeć i z Żyrardowa )
Ps. Czasem zastanawiam się jak tak sobie siedzę i tęsknie, to zastanawiam się czy ktoś jeszcze mnie pamięta.
POZDRAWIAM SERDECZNIE